O mnie

Moje zdjęcie
Zaczytałam się do granic możliwości, Zaczytałam się zapominając o czasie. Zaczytałam się do tego stopnia, że sama zaczęłam pisać... Aby pisanie było MOJE stworzyłam własny gatunek literacki: mamuśka fiction. Jest to fantastyka literacka oparta o wydarzenia rozgrywające się w realnym miejscu i których bohaterem jest (nie)zwykła matka, Mamuśką zwana. Czyżby moje alter ego? Agata Christie powiedziała niegdyś, że zmywanie naczyń jest zajęciem tak głupim, że natychmiast rodzi w niej myśli o zabójstwie. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery z niemowlakiem...

piątek, 20 grudnia 2019

Dziura na dziurze

       Moje dziecko było tego dnia nad wyraz niespokojne. Już od rana pląsało bez przerwy na Humbi-macie niczym Telimena po wyjściu z mrowiska. Starałam się opanować jego cross-fit'owe zapędy, żeby przypadkiem, przetaczając się po kolejnych, nadrukowanych czarno-białych literach, nie wywołał ducha dawno zmarłego dziadka.
       Opanować rozentuzjazmowanego młodego człowieka udało mi się dopiero późnym popołudniem. Wybraliśmy się więc na spacer, gdy słońce znajdowało się już na linii horyzontu, obwieszczając złowieszczo nadejście pory mroku. Nidy dotąd nie przechadzaliśmy się o tak późnej porze, stąd też byłam mocno niespokojna, gdy w drodze powrotnej osnuła nas ciemność.
       Obrazy wokół stawały się niewyraźne i mocno zamazane, jednak tego, co zobaczyłam, nie da się z niczym pomylić... Na środku asfaltowej drogi, jaka wdarła się w sam środek lasu, stepowała grupa młodych mężczyzn, ubranych w elegancie smokingi i meloniki.


piątek, 13 grudnia 2019

Grunt to rodzina

       Kłótnię słychać było z oddali. Nie była to po prostu ostrzejsza wymiana zdań, ale kłótnia, w której trakcie zwykło się skakać sobie do gardeł. Stanęłam przed dylematem, czy zainterweniować, czy może lepiej oddalić się, jakbym o niczym nie miała pojęcia.
       Nie byłabym jednak sobą, gdybym spędziła dzień bez poszukiwania okazji do guza. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie ma najmniejszych szans na dorobienie się paru siniaków, gdyż słowne utarczki rozgrywały się pomiędzy rosnącymi przy sobie trzema brzozami...


wtorek, 10 grudnia 2019

JAKBY RECENZJA - "Zbudź się Ferdynandzie" Ludwik Jerzy Kern

       Dziecko krzyczało wniebogłosy, gdy czapka, której nosić nie cierpi, zanadto zsunęła się na czoło. Czułam na sobie niemal fizycznie baczne spojrzenia sąsiadów, kiwających z niesmakiem głową, nad moim nieudolnym rodzicielstwem. Gdy tylko czapka zajęła właściwe miejsce na głowie niemowlęcia, już po zauważyłam, jak żwir na podjeździe miarowo podryguje. Zaniepokojona myślą o trzęsieniu ziemi i wizją rychłego końca świata, zamarłam na moment.
       Dopiero po paru sekundach moje zmartwienie odeszło w niepamięć, gdy wzdłuż ogrodzenia, marszowym krokiem, zmierzała, w sobie tylko znanym, kierunku defilada wojskowa. Rytm wybijany przez żołnierskie buty, spowodował, że wszystko wokół drżało.
       Choć wydarzenie to na peryferiach wielkiego miasta było dosyć niecodzienne, to jednak nie zaprzątałabym sobie tym głowy, gdyby nie fakt, że każdy z maszerujących miał na głowie maskę psa...



piątek, 6 grudnia 2019

Potyczka nie z tego świata

       Tak słonecznego dnia, jak ten, nie było od dawna. Nawet zespół Coma czasowo zawiesił działalność, ze względu na brak stanów depresyjnych, umożliwiających dalszą pracę twórczą.
       Spacerowałam więc z dzieckiem, napawając się świeżym, chłodnym powietrzem i niczym niezmąconą ciszą. Od tafli wody zgromadzonej w sporej dziurze w drodze odbijało się niebo.
       Ku mojemu rozczarowaniu gładka powierzchnia kałuży zaczęła po chwili delikatnie podrygiwać. Byłam przekonana, że lada moment zza zakrętu wyłoni się ciężarówka. Próżno jej jednak wypatrywałam. Zaczęłam nawet podejrzewać, że ktoś wyłowił "Jumanji" i uwolnił dzikie zwierzęta, które teraz galopują wprost na mnie i moje niemowlę, śpiące w wózku.
       Tymczasem fale na powierzchni wody stawały się coraz wyraźniejsze. Na domiar złego zaczęło się w niej odbijać już nie tylko niebo, ale również potężny, błyskający reflektorami, statek kosmiczny...


wtorek, 3 grudnia 2019

JAKBY RECENZJA - "Baśnie dla dzieci i dla dorosłych" Beata Pawlikowska

       Miałam wszystkiego po dziurki w nosie. Nie spałam całą noc, zaangażowana przez dziecko do pracy bajkowego lektora. Psy zachęcone tą nocną aktywnością uznały, że przechadzka o godzinie drugiej to wspaniały pomysł. Po powrocie puściłam nawet "Czwartą nad ranem" Starego Dobrego Małżeństwa, licząc, że może sen przyjdzie... Nie przyszedł...

       Gdy więc wybrałam się po południu na codzienny spacer z dzieckiem, rzucałam na prawo i lewo złorzeczeniami, licząc, że żaden z sąsiadów mnie nie usłyszy. Na domiar złego temperatura spadła do ośmiu stopniu Celsjusza i od rana padała mżawka, przed którą skrywałam się pod rozłożystym czarnym parasolem. Jeszcze tylko brakowało, żebyśmy zarówno ja, jak i moje dziecko złapali jakieś paskudne przeziębienie.

       - Wielkiej odwagi wymaga, spacer codzienny w deszczu - usłyszałam nagle słowa, do których stylistyki profesor Miodek miałby z pewnością wiele zastrzeżeń. Pod rzędem choinek, na hamaku siedziała postać w lnianym płaszczu z założonym na głowę kapturem.
       - Mistrz Yoda! - krzyknęłam i już miałam w podskokach, klaszcząc przy tym radośnie w dłonie, podbiec do ulubionej postaci filmowej z lat dziecięcych, gdy ta odwróciła się. Nawet gdyby nie była do końca podobna do bohatera "Gwiezdnych Wojen" jakoś bym to przeżyła. Przeprosiłabym za tę pomyłkę i poszła dalej w sobie tylko znaną stronę, ale na litość boską, to była kura!


piątek, 29 listopada 2019

Krecie występki w leśnym zaciszu

       Od rana było szaro i biuro - typowo jesiennie. Gdybym mieszkała w Norwegii napisałambym black metalową balladę z zawodzącymi skrzypcami w tle. Skrzypiec jednak brak, a o talencie nawet nie wspomnę...
       Wygłodniałym, sennym wzrokiem szukałam w otaczającym mnie lesie czegoś, co mogłoby mnie skutecznie obudzić. Kofeina poszła w odstawkę, odkąd moje dziecko po karmieniu wcielało się w Emily Rose.
       Gdybym była koło Gryfina zapewne przeszłabym obojętnie, obok niecodziennie wygiętych drzew, których tajemnicę już dawno rozwikłano. Dzieli mnie jednak od tego miasta ponad trzysta kilometrów. W mojej głowie siłą rzeczy więc musiały pojawić się pytania o genezę tego niecodziennego widoku.
       W oddali usłyszałam szelest sunący po na wpół przegniłych liściach. Odgłos ten dało się słyszeć z coraz bliższej odległości. Wreszcie zza krzaka wyłonił się bordowy samochód - na moje oko ferrari. Kabriolet był jednak tak niewielki, że mógł przewieźć co najwyżej Kena z Barbie. W tym jednak modelu, za kierownicą siedział kret w ciemnych okularach.


wtorek, 26 listopada 2019

JAKBY RECENZJA - "W to mi graj. Bajki muzyczne" Justyna Bednarek

       Tego dnia po raz pierwszy postanowiłam pospacerować z dzieckiem w czasie deszczu. Po zaledwie paru krokach przestałam widzieć wyraźnie świat przez upstrzone kroplami okulary. Kiedy minął mnie przemoknięty pies z kulawą nogą, przypomniałam sobie boleśnie, dlaczego zwykle w takich warunkach nie wychylałam nosa za drzwi.
        Jednak tak, jak można było się domyślić, gdy tylko schroniłam się w lesie, ulewa się skończyła i zza chmur wyszło słońce. Matka natura lub mnie tak boleśnie doświadczać.
       Wycierając okulary rąbkiem spódnicy, dostrzegłam kątem oka przemykającą między drzewami postać. Pomyślałam, że to zapewne kolejny biegacz, który niezależnie od pogody daje wycisk swoim łydkom. Szaleniec. Gdy włożyłam z powrotem na nos binokle, przez ścieżkę przemknął nie sportowiec, a... duch. I to nie jeden, a kilka!


piątek, 22 listopada 2019

Matrymonialne fanaberie Centymeróweczki

       Tego dnia deszcz padał od bladego świtu. Jedyne, czego wówczas pragnę, to zaszyć się pod grubym, polarowym kocem i popijać ciepłą herbatę. Już wstając z łóżka, wydarta ze snu płaczem dziecka, wiedziałam, że to będzie bardzo długie i ciężkie dwadzieścia cztery godziny. I jak na złość skończyła się kawa...
       Ale trudno, mus to mus, na spacer iść trzeba, żeby niemowlę nie zarzuciło mi w dorosłym życiu, że to przeze mnie ma niską odporność.
       Toczę się więc z wózkiem krok za krokiem... Nie uszłam daleko od domu, gdy w krzaku dzikiej róży coś zaszeleściło, a zaraz potem dało się słyszeć wśród czerwieniejących owoców ciche popiskiwanie:
       - Poszedł sobie?  - w ślad za głosem zaczęła wyłaniać się spomiędzy liści maleńka istotka. Miała nie więcej niż 10 milimetrów wzrostu.


piątek, 15 listopada 2019

Nie taki kornik straszny, jak go malują

        Nadodrzańskie wały w weekendy oblegane są przez mieszkańców całego miasta. Jeden za drugim biegają, jeżdżą rowerami, albo zwyczajnie przechadzają się. Dlatego właśnie spacery z dzieckiem sprawiają mi najwięcej radości w czasie od poniedziałku do piątku, gdy mogę zaznać upragnionego spokoju i w skupieniu obserwować otaczający mnie świat.
       Tak było i tym razem. Cieszyłam zmęczone oczy otaczającą mnie zielenią, gdy tuż przed pchanym przeze mnie wózkiem dziecięcym, w poprzek ścieżki, przebiegła chmara korników. Może i wzięłabym to za całkiem naturalne zjawisko świata fauny i flory, jednakże kilka z owadów dzierżyło w swoich małych, chrząszczowych dłoniach sztandary z herbami rodowymi.

piątek, 8 listopada 2019

Niejakiego wodnika edukacyjne perturbacje

       Uwielbiam spacery krótko po tym, jak przestanie padać deszcz. Bez względu na porę roku powietrze jest wtedy czyste i świeże. Aż chce się wdychać go dwa razy więcej niż zwykle, bez obaw, że smog podziurawi płuca.
       Właśnie pokonywałam ostry zakręt na polnej ścieżce, gdy usłyszałam:
       - Auuu!!! Nie po palcach!
       - Przepraszam najmocniej. - odpowiedziałam odruchowo, nie oglądając się nawet za siebie.     
       Dopiero po paru krokach, dotarło do mnie, że coś tu nie gra. Odwróciłam się gwałtownie. Nikogo jednak nie zobaczyłam. Potrząsnęłam głową, utwierdzając się w przekonaniu, że zmęczenie po kolejnej nieprzespanej nocy (znowu te parszywe kolki!) wywołuje majaki.
No cóż, da się z tym żyć. Byle się ludziom nie przyznawać i nie rozmawiać w tłumie z niewidzialnym przyjacielem.

piątek, 1 listopada 2019

O czarodziejskich sztuczkach słów kilka

       Kiedy kupowałam wózek z drugiej ręki, wiedziałam, że nie będzie idealny, a jego amortyzatory pozostawią wiele do życzenia. Nie miałam jednak świadomości, że każdy spacer po ścieżkach leśnych stanie się symulacją pralki dla mojego dwumiesięcznego dziecka. Jeśli w przyszłości zdecyduje się ono pracować w sklepie z artykułami AGD, to ja będę ponosić za to odpowiedzialność.
       Tyle więc o ile mogę, staram się wybierać trasy najmniej wstrząsogenne.
       Tym razem jednak zostały mi rzucone kłody pod nogi.


piątek, 25 października 2019

Dzik jest dziki, dzik jest zły

       Tym razem pogoda zdecydowanie zasługiwała na miano "tych zachęcających" do spędzenia czasu poza domem. Skoro i tak nie spałam po nocach i funkcjonowałam na autopilocie, postanowiłam chociaż nawdychać się świeżego powietrza, zaakcentowanego nutą gnijących, opadłych z drzew liści.
       - Spij moje kochane dziecię, bo mamę trafi szlag. I będzie cię tulić pół nocy albo dwie, aż padnie na ziemię jak długa oh yeah - szłam, śpiewając naprędce wymyśloną kołysankę. Skoro mały i tak nic jeszcze nie rozumie, jakość artystyczna tekstu nie powinna spowodować negatywnych konsekwencji rozwojowych.

Dzień świstaka

        Porządki wiosenne warto robić w środku zimy.  Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...