O mnie

Moje zdjęcie
Zaczytałam się do granic możliwości, Zaczytałam się zapominając o czasie. Zaczytałam się do tego stopnia, że sama zaczęłam pisać... Aby pisanie było MOJE stworzyłam własny gatunek literacki: mamuśka fiction. Jest to fantastyka literacka oparta o wydarzenia rozgrywające się w realnym miejscu i których bohaterem jest (nie)zwykła matka, Mamuśką zwana. Czyżby moje alter ego? Agata Christie powiedziała niegdyś, że zmywanie naczyń jest zajęciem tak głupim, że natychmiast rodzi w niej myśli o zabójstwie. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery z niemowlakiem...

piątek, 7 lutego 2020

Dzień świstaka

        Porządki wiosenne warto robić w środku zimy.  Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że właśnie w te wakacje uda się z całą pewnością opasłym udom wcisnąć jakoś w jeansy sprzed ciąży. Bardzo szybko nadzieje te okazują się płonne i oto ciało w rozmiarze 40 nie skurczyło się magicznie do wymarzonego 38 mimo codziennych kąpieli w ukropie.
       W środku zimy depresyjny nastrój trzyma wyobraźnię w ryzach i zdaje się krzyczeć na każdym kroku: Daj se siana kobieto!
       Z takim właśnie nastawieniem przeglądałam kolejne bluzki, swetry i spodnie w pewien lutowy poranek. Nagle ni stąd, ni zowąd, dykta przytwierdzona do tyłu szafy, odsunęła się na bok. No cóż, szafy IKEA znane są z tego, że żyją własnym życiem. Nie takie rzeczy już z nich odpadały.  Jednak już po chwili w powstały otwór wsunęła się głowa, zaraz za nią długa szyja a na samym końcu krępy tułów.





piątek, 17 stycznia 2020

Kłopoty karczmarza z łącznością międzynarodową

       Siedząc w karczmie na górskim stoku, popijałam herbatę z rozgrzewającym rumem i zachodziłam w głowę, jak to się stało, że tu jestem. Wyjazdów w góry nie cierpię prawie tak bardzo, jak czekolady marcepanowej, zawzięcie dodawanej do każdej bożonarodzeniowej paczki.
       Dla zabicia nudy wsłuchiwałam się więc w rozmowy amatorów białego szaleństwa, oczekując powrotu rodziny, sztywnej z przemarznięcia.
       – No byłem i widziałem, zsunął się i teraz tak wisi – mamrotał karczmarz półszeptem, ukryty za ladą. – Kto ma teraz czas i nie zatruł się jeszcze łazankami, żeby to naprawić? No kto? To ja ci powiem kto! Nikt!
       – Ktoś to musi zawiesić z powrotem – odezwał się drugi mężczyzna, odwrócony do mnie plecami. – Znajdź kogoś!
       Obaj mężczyźni podeszli do ściany, z której wystawał niespełna metrowy sznur, do którego końca przytwierdzony był plastikowy kubeczek.
       – Nikt nie odbiera – karczmarz zawiesi głos, przykładając do ucha jednorazowy pojemnik PET.
 

piątek, 10 stycznia 2020

Wyjątkowo pracowity dzień

       Na leśnej ławce siedział starszy pan, którego twarz bogato zdobiły zmarszczki. Odziany był w białą togę. Skubał zawzięcie dwoma pozostałymi w szczęce zębami pestki słonecznika, po czym łupiny rzucał leniwie na ziemię. Te zaś z hukiem i rozbłyskiem piorunów, ulatywały w powietrze cienką smugą dymu.
       – Na Jowisza! – warknęłam oburzona brakiem poszanowania dla środowiska i porządku w lesie. – Co pan wyprawia?!
       Starzec  wyraźnie mnie ignorował. Przystąpiłam więc bliżej niego, zasłaniając ciałem słońce, które padało wprost na jego twarz, zmuszając do mrużenia oczu.
       – Nie pomyliłaś się  – Mężczyzna nie bacząc na kindersztubę, drastycznie skrócił dystans rozmowy. – Jam jest Jowisz. A ty rzuciłaś na mnie swój cień. Zhańbiłaś mnie!
       – Lecz się człowieku! – prychnęłam, szykując się do odejścia. Ku mojemu zdziwieniu zderzyłam się jednak z niewidzialną ścianą. Tajemna siła nie pozwalała mi oddalić się od ławeczki, na której siedział starzec.

       – Jesteś moją niewolnicą – Skutecznie podwyższył poziom krążącego we krwi kortyzolu. – Wolność zyskasz, dopiero gdy wykonasz dwanaście ciężkich, nadludzko ciężkich prac.


piątek, 3 stycznia 2020

European Ironing Championship

      Sylwester zapowiadał się wyjątkowo atrakcyjne. Na wieczór zaplanowałam specjalnie na tę okazję: piżama party, pampers challenge oraz bicie rekordu w uciszaniu dziecka na czas, po każdym wybuchu petardy.  "YOLO i do przodu", jak mawia dzisiejsza młodzież.
       Mimo wszystko, by wywieść na manowce codzienną rutynę, wybrałam się na plac przy dawnym folwarku, który, ku uciesze okolicznych mieszkańców, zaadoptowano do celów rozrywkowych ze środków budżetu obywatelskiego.
     Byłam przekonana, że zorganizowana zostanie tam dzisiaj potańcówka noworoczna. Gdy jednak dotarłam na miejsce, spostrzegłam ustawione w czterech równych rzędach deski do prasowania.
     Dopiero rozwieszony między leciwymi wierzbami, wielki napis "European Ironing Championship", rozwiał moje wątpliwości co do celu takiej aranżacji placu podczas sylwestrowej nocy.



piątek, 20 grudnia 2019

Dziura na dziurze

       Moje dziecko było tego dnia nad wyraz niespokojne. Już od rana pląsało bez przerwy na Humbi-macie niczym Telimena po wyjściu z mrowiska. Starałam się opanować jego cross-fit'owe zapędy, żeby przypadkiem, przetaczając się po kolejnych, nadrukowanych czarno-białych literach, nie wywołał ducha dawno zmarłego dziadka.
       Opanować rozentuzjazmowanego młodego człowieka udało mi się dopiero późnym popołudniem. Wybraliśmy się więc na spacer, gdy słońce znajdowało się już na linii horyzontu, obwieszczając złowieszczo nadejście pory mroku. Nidy dotąd nie przechadzaliśmy się o tak późnej porze, stąd też byłam mocno niespokojna, gdy w drodze powrotnej osnuła nas ciemność.
       Obrazy wokół stawały się niewyraźne i mocno zamazane, jednak tego, co zobaczyłam, nie da się z niczym pomylić... Na środku asfaltowej drogi, jaka wdarła się w sam środek lasu, stepowała grupa młodych mężczyzn, ubranych w elegancie smokingi i meloniki.


piątek, 13 grudnia 2019

Grunt to rodzina

       Kłótnię słychać było z oddali. Nie była to po prostu ostrzejsza wymiana zdań, ale kłótnia, w której trakcie zwykło się skakać sobie do gardeł. Stanęłam przed dylematem, czy zainterweniować, czy może lepiej oddalić się, jakbym o niczym nie miała pojęcia.
       Nie byłabym jednak sobą, gdybym spędziła dzień bez poszukiwania okazji do guza. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie ma najmniejszych szans na dorobienie się paru siniaków, gdyż słowne utarczki rozgrywały się pomiędzy rosnącymi przy sobie trzema brzozami...


wtorek, 10 grudnia 2019

JAKBY RECENZJA - "Zbudź się Ferdynandzie" Ludwik Jerzy Kern

       Dziecko krzyczało wniebogłosy, gdy czapka, której nosić nie cierpi, zanadto zsunęła się na czoło. Czułam na sobie niemal fizycznie baczne spojrzenia sąsiadów, kiwających z niesmakiem głową, nad moim nieudolnym rodzicielstwem. Gdy tylko czapka zajęła właściwe miejsce na głowie niemowlęcia, już po zauważyłam, jak żwir na podjeździe miarowo podryguje. Zaniepokojona myślą o trzęsieniu ziemi i wizją rychłego końca świata, zamarłam na moment.
       Dopiero po paru sekundach moje zmartwienie odeszło w niepamięć, gdy wzdłuż ogrodzenia, marszowym krokiem, zmierzała, w sobie tylko znanym, kierunku defilada wojskowa. Rytm wybijany przez żołnierskie buty, spowodował, że wszystko wokół drżało.
       Choć wydarzenie to na peryferiach wielkiego miasta było dosyć niecodzienne, to jednak nie zaprzątałabym sobie tym głowy, gdyby nie fakt, że każdy z maszerujących miał na głowie maskę psa...



piątek, 6 grudnia 2019

Potyczka nie z tego świata

       Tak słonecznego dnia, jak ten, nie było od dawna. Nawet zespół Coma czasowo zawiesił działalność, ze względu na brak stanów depresyjnych, umożliwiających dalszą pracę twórczą.
       Spacerowałam więc z dzieckiem, napawając się świeżym, chłodnym powietrzem i niczym niezmąconą ciszą. Od tafli wody zgromadzonej w sporej dziurze w drodze odbijało się niebo.
       Ku mojemu rozczarowaniu gładka powierzchnia kałuży zaczęła po chwili delikatnie podrygiwać. Byłam przekonana, że lada moment zza zakrętu wyłoni się ciężarówka. Próżno jej jednak wypatrywałam. Zaczęłam nawet podejrzewać, że ktoś wyłowił "Jumanji" i uwolnił dzikie zwierzęta, które teraz galopują wprost na mnie i moje niemowlę, śpiące w wózku.
       Tymczasem fale na powierzchni wody stawały się coraz wyraźniejsze. Na domiar złego zaczęło się w niej odbijać już nie tylko niebo, ale również potężny, błyskający reflektorami, statek kosmiczny...


wtorek, 3 grudnia 2019

JAKBY RECENZJA - "Baśnie dla dzieci i dla dorosłych" Beata Pawlikowska

       Miałam wszystkiego po dziurki w nosie. Nie spałam całą noc, zaangażowana przez dziecko do pracy bajkowego lektora. Psy zachęcone tą nocną aktywnością uznały, że przechadzka o godzinie drugiej to wspaniały pomysł. Po powrocie puściłam nawet "Czwartą nad ranem" Starego Dobrego Małżeństwa, licząc, że może sen przyjdzie... Nie przyszedł...

       Gdy więc wybrałam się po południu na codzienny spacer z dzieckiem, rzucałam na prawo i lewo złorzeczeniami, licząc, że żaden z sąsiadów mnie nie usłyszy. Na domiar złego temperatura spadła do ośmiu stopniu Celsjusza i od rana padała mżawka, przed którą skrywałam się pod rozłożystym czarnym parasolem. Jeszcze tylko brakowało, żebyśmy zarówno ja, jak i moje dziecko złapali jakieś paskudne przeziębienie.

       - Wielkiej odwagi wymaga, spacer codzienny w deszczu - usłyszałam nagle słowa, do których stylistyki profesor Miodek miałby z pewnością wiele zastrzeżeń. Pod rzędem choinek, na hamaku siedziała postać w lnianym płaszczu z założonym na głowę kapturem.
       - Mistrz Yoda! - krzyknęłam i już miałam w podskokach, klaszcząc przy tym radośnie w dłonie, podbiec do ulubionej postaci filmowej z lat dziecięcych, gdy ta odwróciła się. Nawet gdyby nie była do końca podobna do bohatera "Gwiezdnych Wojen" jakoś bym to przeżyła. Przeprosiłabym za tę pomyłkę i poszła dalej w sobie tylko znaną stronę, ale na litość boską, to była kura!


piątek, 29 listopada 2019

Krecie występki w leśnym zaciszu

       Od rana było szaro i biuro - typowo jesiennie. Gdybym mieszkała w Norwegii napisałambym black metalową balladę z zawodzącymi skrzypcami w tle. Skrzypiec jednak brak, a o talencie nawet nie wspomnę...
       Wygłodniałym, sennym wzrokiem szukałam w otaczającym mnie lesie czegoś, co mogłoby mnie skutecznie obudzić. Kofeina poszła w odstawkę, odkąd moje dziecko po karmieniu wcielało się w Emily Rose.
       Gdybym była koło Gryfina zapewne przeszłabym obojętnie, obok niecodziennie wygiętych drzew, których tajemnicę już dawno rozwikłano. Dzieli mnie jednak od tego miasta ponad trzysta kilometrów. W mojej głowie siłą rzeczy więc musiały pojawić się pytania o genezę tego niecodziennego widoku.
       W oddali usłyszałam szelest sunący po na wpół przegniłych liściach. Odgłos ten dało się słyszeć z coraz bliższej odległości. Wreszcie zza krzaka wyłonił się bordowy samochód - na moje oko ferrari. Kabriolet był jednak tak niewielki, że mógł przewieźć co najwyżej Kena z Barbie. W tym jednak modelu, za kierownicą siedział kret w ciemnych okularach.


wtorek, 26 listopada 2019

JAKBY RECENZJA - "W to mi graj. Bajki muzyczne" Justyna Bednarek

       Tego dnia po raz pierwszy postanowiłam pospacerować z dzieckiem w czasie deszczu. Po zaledwie paru krokach przestałam widzieć wyraźnie świat przez upstrzone kroplami okulary. Kiedy minął mnie przemoknięty pies z kulawą nogą, przypomniałam sobie boleśnie, dlaczego zwykle w takich warunkach nie wychylałam nosa za drzwi.
        Jednak tak, jak można było się domyślić, gdy tylko schroniłam się w lesie, ulewa się skończyła i zza chmur wyszło słońce. Matka natura lub mnie tak boleśnie doświadczać.
       Wycierając okulary rąbkiem spódnicy, dostrzegłam kątem oka przemykającą między drzewami postać. Pomyślałam, że to zapewne kolejny biegacz, który niezależnie od pogody daje wycisk swoim łydkom. Szaleniec. Gdy włożyłam z powrotem na nos binokle, przez ścieżkę przemknął nie sportowiec, a... duch. I to nie jeden, a kilka!


Dzień świstaka

        Porządki wiosenne warto robić w środku zimy.  Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...