O mnie

Moje zdjęcie
Zaczytałam się do granic możliwości, Zaczytałam się zapominając o czasie. Zaczytałam się do tego stopnia, że sama zaczęłam pisać... Aby pisanie było MOJE stworzyłam własny gatunek literacki: mamuśka fiction. Jest to fantastyka literacka oparta o wydarzenia rozgrywające się w realnym miejscu i których bohaterem jest (nie)zwykła matka, Mamuśką zwana. Czyżby moje alter ego? Agata Christie powiedziała niegdyś, że zmywanie naczyń jest zajęciem tak głupim, że natychmiast rodzi w niej myśli o zabójstwie. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery z niemowlakiem...

piątek, 15 listopada 2019

Nie taki kornik straszny, jak go malują

        Nadodrzańskie wały w weekendy oblegane są przez mieszkańców całego miasta. Jeden za drugim biegają, jeżdżą rowerami, albo zwyczajnie przechadzają się. Dlatego właśnie spacery z dzieckiem sprawiają mi najwięcej radości w czasie od poniedziałku do piątku, gdy mogę zaznać upragnionego spokoju i w skupieniu obserwować otaczający mnie świat.
       Tak było i tym razem. Cieszyłam zmęczone oczy otaczającą mnie zielenią, gdy tuż przed pchanym przeze mnie wózkiem dziecięcym, w poprzek ścieżki, przebiegła chmara korników. Może i wzięłabym to za całkiem naturalne zjawisko świata fauny i flory, jednakże kilka z owadów dzierżyło w swoich małych, chrząszczowych dłoniach sztandary z herbami rodowymi.

        - Co się dzieje? - zapytałam kornika zamykającego szeregi, sama nie wierząc w to, że właśnie próbuje nawiązać niezobowiązującą rozmowę z owadem. Ale co mi tam. Całe dnie spędzam wyłącznie na dialogach z dwumiesięcznym dzieckiem, a rozmowa  z kornikiem znajduje się mniej więcej na tym samym poziomie komunikatywności.
        - Trwa wojna! - o dziwo odpowiedział mi, nie spuszczając ani na chwilę wzroku z gęstniejącego dymu, jaki rozpościerał się na horyzoncie.
        - A to w porządku. - odparłam nieco skonsternowana. - Nie przeszkadzam.


        - Myślisz, że to ciebie nie dotyczy? Hę? - Tym razem skierował na mnie swe małe, zatopione w chitynie oczy. - A gdy przeżarta do cna belka twego dachu spadnie ci na łeb, to kogo wtedy będziesz przeklinać?
       - Ale co ja mam wspólnego z waszą wojną do diaska? - chciałam uciekać, ale kornicza armia wciąż przemierzała ścieżkę przede mną.
       - Widzisz, my jesteśmy nieszkodliwe i żyjemy sobie w drzewach tego oto lasu - tu zrobił zamaszysty ruch odnóżem. - Lecz tamci w oddali od lat pomieszkują w domach, doszczętnie niszcząc ich drewniane konstrukcje. To ma katastrofalny wpływ na nasz wizerunek.
       - Mogę wam jakoś pomóc? - zapytałam i nim skończyłam, już żałowałam, że angażuję się w konflikt zbrojny. - Tylko wiesz... Nic za darmo.
       - Teraz chcesz się targować?
       - Tak, właśnie teraz!
       - Widzisz tego tam? - to mówiąc, wskazał niechętnie odnóżem na maszerującego z uniesioną wysoko głową członka wojska. - To twarz środka przeciw kornikom, do nabycia w dobrych sklepach ogrodniczych. Jest jednym z kluczowych ambasadorów marki. Możesz go kojarzyć z reklam telewizyjnych. Jeśli nam pomożesz, otrzymasz roczny zapas tego nieocenionego specyfiku. Zainteresowana?

       W tym momencie dało się słyszeć nieodległe popiskiwanie. Spojrzałam w kierunku, z którego dobiegały odgłosy. Oto zmierzała w naszą stronę wroga armia. Powiewająca nad nimi flaga z trupią czaszką nie dawała dobrych rokowań co do żadnych rozwiązań pokojowych. 
       - Cel... Pal! - wrzasnął przywódca zbliżających się wojsk.
       W odpowiedzi kilkadziesiąt korników z rozbiegu kopnęło swoich pobratymców w najniższą część pleców, a te lotem pokonały odległość dzielącą od armii stojącej przy mnie. Gdy tylko wylądowały, zaczęły kręcić młynka wszystkimi odnóżami naraz, okładając mniej doświadczone w boju korniki leśne. Jednocześnie kolejne z nich dosiadały najstarsze i najbardziej doświadczone osobniki i niczym na rumaku z igłą sosnową na kształt kopii, ruszyły z kopyta, by stoczyć bój w zwarciu.
       Szala zwycięstwa już po kilku minutach zaczęła znacząco przechylać się na rzecz korników domowych. Przestraszona wizją spadającego mi na głowę dachu postanowiłam, że muszę opowiedzieć się po stronie chrząszczy zamieszkujących las.
       - Co mam robić? - krzyknęłam zdezorientowana.
       - Łap! - odpisknął do mnie taktyk, który stał na uboczu, analizując przebieg potyczki. Na jego komendę poturlano w moim kierunku puszkę z dozownikiem.
       - Spray na korniki? - zdziwiłam się, podnosząc przedmiot z ziemi. Zauważyłam, że na etykiecie widnieje wizerunek żołnierza, którego wcześniej wskazał mi przywódca wojsk. W istocie prezentował się nadzwyczaj profesjonalnie.
       - Na co czekasz?! - poganiał mnie.

       Dając się ponieść emocjom, zdjęłam z dyfuzora zawleczkę, blokując go w ten sposób, aby śmiercionośny gaz wydobywał się cały czas bez konieczności przytrzymywania dozownika. Wiedziałam, że muszę wyrzucić puszkę możliwie jak najdalej, aby zwiększyć zasięg działania i tym samym nasze szanse na zwycięstwo.
       Nie wiedzieć czemu w myślach zaświtał mi futbolowy trik z kopnięciem piłki z przewrotki. Dosyć karkołomne wyzwanie. Dlaczego jednak miałoby nie wyjść? Przecież w tak kluczowych sytuacjach zawsze się udaje. Adrenalina i te rzeczy... Poza tym zależało mi, aby popisać się przed moim niespełna trzymiesięcznym dzieckiem.
       Podrzuciłam więc puszkę wysoko do góry i wybiłam się do skoku, by w zrobić przewrót w powietrzu.
       Zaledwie dwadzieścia centymetrów nad ziemią odezwała się niewyleczona rwa kulszowa. Spadłam jak długa na posypaną tłuczniem ścieżkę, obijając się boleśnie. Jak by tego było mało, grawitacja ściągnęła wprost na moją głowę wyrzuconą wysoko w przestrzeń puszkę. Wydobywający się z niej gaz zaczął wdzierać się do mojego nosa i płuc. Zaczęłam się krztusić. Świat zaszedł mgłą. Mdlejąc, widziałam nadbiegającego maratończyka o urodzie Brada Pitt'a. Widząc, że dzieje się ze mną coś niedobrego, natychmiast wyjął z kieszeni telefon komórkowy, by zadzwonić po pomoc. Pochylił się nade mną i położył swoją delikatną dłoń na moim czole. Głaskał mnie powoli, starając się dodać otuchy w trakcie wyczekiwania na przyjazd karetki.

Ale to już zupełnie inna historia...

43 komentarze:

  1. ha, ha... fantastyczna historia, a najlepsze zakończenie :) o urodzie Brada Pitta, no nieźle :) A ja jakby a'propos... przeczytałam dziś w kolejce do lekarza książeczkę O. Tokarczuk "Szafa" a w niej rewelwcyjną mądrość, że korniki niszczy się... terpentyną!!! Miłego, Pola :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można więc powiedzieć, że nasze myśli połączyły korniki.Jest w tym coś szalenie "mistycznego" ;)

      Usuń
  2. co za historia! :)
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezła fantazja Ci dopisuje, uśmiałam się. Muszę wprowadzić poprawkę, w drzewach żerują korniki, ale w domowym drewnie są to spuszczele i jeszcze jakieś, nie pamiętam....
    Pozdrawiam.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż z ciekawości odwiedziłam wujka Google, żeby sprawdzić co to te spuszczele. I faktycznie żerują w drewnie, ale sosnowym. W pozostałych gatunkach są korniki i inne ich odmiany, których nazwy i wygląd wywołują u mnie drgawki, więc wolę się nie zagłębiać ;)

      Usuń
  4. O matko, co będzie dalej, romans czy dramat czy fantastyka?
    Niezłe pomysły masz na spacerach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Ten romans to całkiem ciekawy kierunek dalszych opowiadań :) Może to wykorzystam:)

      Usuń
  5. Zagmatwane i nieoczywiste, a przy tym zabawne :D Lubię takie teksty

    OdpowiedzUsuń
  6. Oryginalna historia. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysłów w głowie cała masa i miejmy nadzieję, że wciąż będą pojawiać się nowe. Nie chciałabym nikogo zanudzać:)

      Usuń
  7. Wciągnęłam się w tą opowieść :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Znów jestem zaczytana... w Twojej opowieści ! To niesamowite, ale postrzegam Cię jako Alicję w krainie...
    Muszę dodać, że "Alicja w krainie czarów" to moja ulubiona bajka z dzieciństwa. Pozdrawiam ciepło :))
    P.S. Mam nadzieję, że nie jesteś mocno poturbowana ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeden z najpiękniejszych komplementów jakie usłyszałam. Dziękuję serdecznie:)

      Usuń
  9. Dziękuję serdecznie. Z przyjemnością odwiedzę Twój blog:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z Ulą, jesteś jak Alicja po drugiej stronie lustra :)
    Masz niezwykłą wyobraźnię i lekki styl, brakuje tylko .... Twojej książki z opowiadaniami. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawnicze plany również są, ale troszkę w innej wersji i dla nieco młodszej grupy czytelników:)

      Usuń
  11. Wyobraźnia bogata A to już bardzo dużo...Wyobraźnia to skarb dbaj o niego A nas karm tym skarbem chętnie zjem ;) Korniki... Oj jest z nimi roboty i zabawy ... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego opowiadania są krótkie, żebym was nie przekarmiła:)

      Usuń
  12. A już myślałam, że piękny maratończyk zrobi ci oddychanie usta-usta... :-D To byłoby przecież uzasadnione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolę pozostawić niedomówienie, żeby wyobraźnia również Wam nie pozwoliła spać:)

      Usuń
  13. Odpowiedzi
    1. Zawsze są one podstawą do opowiadań. Inspiracją do napisania czegoś nowego:)

      Usuń
  14. Odpowiedzi
    1. A wieczory teraz długie, więc wciągająca historia jest na wagę złota:)

      Usuń
  15. Dla takiego maratonczyka to ja mogę co chwila mdleć haha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie! Nie pozwolę go sobie odebrać! Stańmy do pojedynku ;)

      Usuń
  16. Jaka ciekawa historia, wciągnęła mnie. :) Z chęcią przeczytam takich więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Piszę już kolejną. W piątek pojawi się na blogu. Zapraszam do dodania do obserwowanych, żeby nie umknęła Ci kolejna historia:)

      Usuń
  17. Bogata i wielka wyobraźnia. Wspaniała historia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzenie z dzieckiem na spacery jest tak nudne, że pustkę w głowie zaczynają siłą rzeczy wypełniać przeróżne obrazy:)

      Usuń
  18. Przy takiej wyobraźni żadna droga się nie dłuży. Gratuluję Twojemu maluszkowi takiej mamusi - bajki i opowieści będą się przy nim tworzyły na żywo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie czytam mu gotowe bajki, ale myślę, że niedługo sama zacznę wymyślać. Nie będę musiała trzymać książki w ręce. Niektóre są naprawdę ciężko, co boleśnie odczuwają moje nadgarstki.

      Usuń
  19. Zdejecia bardzo mi sie podobaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia to tylko tło, inspiracja do opowiadań ;)

      Usuń
  20. Bardzo ciekawa historia, a zakończenie genialne :)

    OdpowiedzUsuń

Dzień świstaka

        Porządki wiosenne warto robić w środku zimy.  Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...