O mnie

Moje zdjęcie
Zaczytałam się do granic możliwości, Zaczytałam się zapominając o czasie. Zaczytałam się do tego stopnia, że sama zaczęłam pisać... Aby pisanie było MOJE stworzyłam własny gatunek literacki: mamuśka fiction. Jest to fantastyka literacka oparta o wydarzenia rozgrywające się w realnym miejscu i których bohaterem jest (nie)zwykła matka, Mamuśką zwana. Czyżby moje alter ego? Agata Christie powiedziała niegdyś, że zmywanie naczyń jest zajęciem tak głupim, że natychmiast rodzi w niej myśli o zabójstwie. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery z niemowlakiem...

piątek, 6 grudnia 2019

Potyczka nie z tego świata

       Tak słonecznego dnia, jak ten, nie było od dawna. Nawet zespół Coma czasowo zawiesił działalność, ze względu na brak stanów depresyjnych, umożliwiających dalszą pracę twórczą.
       Spacerowałam więc z dzieckiem, napawając się świeżym, chłodnym powietrzem i niczym niezmąconą ciszą. Od tafli wody zgromadzonej w sporej dziurze w drodze odbijało się niebo.
       Ku mojemu rozczarowaniu gładka powierzchnia kałuży zaczęła po chwili delikatnie podrygiwać. Byłam przekonana, że lada moment zza zakrętu wyłoni się ciężarówka. Próżno jej jednak wypatrywałam. Zaczęłam nawet podejrzewać, że ktoś wyłowił "Jumanji" i uwolnił dzikie zwierzęta, które teraz galopują wprost na mnie i moje niemowlę, śpiące w wózku.
       Tymczasem fale na powierzchni wody stawały się coraz wyraźniejsze. Na domiar złego zaczęło się w niej odbijać już nie tylko niebo, ale również potężny, błyskający reflektorami, statek kosmiczny...


       Odwróciłam w jego kierunku głowę, łudząc się, że przybysze z innej planety będą mieć pokojowe zamiary. Wycelowane wprost we mnie dziesiątki luf dały mi jednak do zrozumienia, że może być inaczej.
       W takich sytuacjach zwykle pojawiali się na horyzoncie: Pierce Brosnan, Ryan Gosling albo chociaż George Clooney, z którymi miało się całkiem spore szanse na przegonienie obcych z Ziemi. Niestety, w zasięgu wzroku miałam wyłącznie zataczającego się sąsiada. Gdy tylko mnie zauważył, zaczął wychwalać moje zarządcze zdolności i upraszać uprzejmie o zasilenie domowego budżetu, nadto ostatnimi czasy uszczuplonego.
       - Pani kierowniczko, niech pani umyka przed tym łobuzem! - zdążył mnie ostrzec, nim jeden z pocisków wystrzelonych przez niezidentyfikowany obiekt latający uderzył w chodnik tuż przy nim, pozostawiając po sobie dziurę wielkości arbuza. Nie chcąc przekonać się, czy drugi wystrzał okaże się celniejszy, uciekł w podskokach, tak szybko, jak tylko pozwoliły mu na to chwiejące się nogi.
       Pozostałam na placu boju sama, pewna, że to wyjątkowo ode mnie, a nie od Amerykanów zależą losy świata. Tymczasem statek kosmiczny ustabilizował swoją pozycję w powietrzu i zakończył rozmieszczanie luf, by dokonać jak największego zniszczenia, przy możliwie najmniejszej liczbie wystrzałów.
        Pierwszy, próbny pocisk, jaki dosięgnął chodnika przy moim sąsiedzie, spadł poza granicę obszaru Natura 2000. Nie zdziwiło mnie więc, gdy niedługo potem zjechali się na miejsce ekolodzy.
       - Wolność dla wydr! - krzyknęła aktywistka, przypinając rower do drzewa.
       - Swoboda dla kokoryczy! - zawołała kolejna.
       - ... i dla czworolistów !- dodał pędzący na hulajnodze nastolatek.
       Ustawili się w równym dwurzędzie niczym profesjonalnie wyszkolona armia. Chęć z nich trzymała w zaciśniętych dłoniach kamienie. Ci, dla których już ich zabrakło w pobliżu, wypełnili biodegradowalne woreczki rozrzuconym na polu obornikiem. Czekali na sygnał, mrożąc wzrokiem przybyszy z obcej galaktyki.
       - Cel! Pal! - wrzasnął przywódca ekologów, po czym wszyscy, jak jeden mąż, rzucili zdobytymi nabojami w stronę statku kosmicznego. Ani kamienie, ani tym bardziej obornik w biodegradowalnych woreczkach, nie były w stanie pokonać nawet połowy odległości, dzielącej od celu. Aktywiści byli jednak tym faktem bardzo zdziwieni, dlatego pospieszeni zebrali pociski, które zdążyły już opaść na ziemię i ponownie wymierzyli w unoszący się obiekt. Gdy i tym razem nie uzyskali satysfakcjonującego efektu, spróbowali po raz kolejny i kolejny...
       Nie mogłam patrzeć na ich daremny trud. Musiałam wkroczyć do akcji. Byłam dobrze przygotowana na wypadek obrony koniecznej. Różne rzeczy się mówi i słyszy, a ja dziwnym zrządzeniem losu przyciągam nieszczęścia. Niespełna miesiąc wcześniej oddałam wózek jednemu ze studentów politechniki - pirotechnikowi-hobbyście, by dokonał w nim mocnego tuningu. Tanio nie było - zażądał dziesięć opakowań ryżu i tyleż samo porcji warzyw mrożonych. Miałam więc nadzieję, że ten wydatek nie okaże się daremny.
       - Zrobić miejsce! - krzyknęłam i wkroczyłam cała na biało, z mlekiem ulanym na ramieniu i wystającą z kieszeni pieluchą tetrową.
       Objęłam dłońmi uchwyt wózka i nie spuszczając wzroku ze statku kosmicznego, przekręciłam dłonie, w sposób, w jaki zwykle odpala się motocykl. Z ram bocznych natychmiast wysunęły się lufy. Przekręciłam dłonie po raz drugi i pociski zaczęły wylatywać w stronę obranego przeze mnie celu. Zapasy taśmy nabojowej, ukryte w drugim dnie wózka pozwoliły na pięciominutową kanonadę. Gdy skończyłam, z obu luf unosiły się smugi dymu. Dyszałam ze zmęczenie, jakbym była na promocji w Lidlu. Gdy tętno nieco zelżało, uniosłam głowę, by spojrzeć na statek kosmiczny. Nadal unosił się ponad ziemią, a jego powierzchnia wydawała się nawet niedraśnięta przez serię pocisków.
       Obcy uznali, że nadeszła ich kolej na rozpoczęcie ostrzału. Końcówka każdej z luf wokół statku zaczęła pulsować na czerwono, co oznaczało, że zakończyło się ładowanie i lada moment Ziemian czeka koniec.
       Tymczasem, jak ostrzegano od kilku dni, zaczęło robić się coraz chłodniej. Temperatura spadła do kilku stopni poniżej zera. To miała być pierwsza mroźna noc tej jesieni. Mieszkańcy wszystkich domów, jak na wezwanie zaczęli rozpalać w piecach, dorzucając do palników kolejne szufle węgla kamiennego z dodatkiem odpadów zmieszanych. Swąd topiących się tworzyw sztucznych zalał okolicę, a wraz z nim ciemny dym rozłożył się wokół, niczym miękka kołdra. Świat pod statkiem kosmicznym stał się ledwie widoczny w smogu. Obcy nie byli w stanie rozpocząć ataku. Ja jednak - wychowana w kulturze dymu - radziłam sobie w tych warunkach doskonale.
       - Ajajajaj! - zawołałam niczym Xena - wojownicza księżniczka i wykonałam spektakularny przewrót w przód na drodze z płyt betonowych. Endoproteza żałośnie przy tym zaskrzeczała, a kilka kamieni, które wbiło się w kręgosłup, wybiło mi dysk. Resztkami sił doczołgałam się do wózka.  Przekręciłam uchwyt w przeciwną stronę niż wcześniej, uruchamiając wbudowany w spodzie gondoli moździerz. Opracowujący go student politechniki zastrzegł, że mogę go wykorzystać tylko w ostateczności, gdy wszystkie inne środki obrony koniecznej zawiodą. Nie miałam wątpliwości, że jest to właściwy moment, by uruchomić "pocisk zagłady".
       Siła z jaką uderzył w statek kosmiczny, przypomniała mi huk fajerwerków podczas Sylwestra, albo gminny dożynek. Dym z okolicznych kominów ograniczał widoczność i ciężko było dostrzec, co dokładnie zadziało się z pojazdem obcej cywilizacji. Gdy po paru minutach w wiadomościach podano, że niezidentyfikowany obiekt, przekroczył orbitę okołoziemską i oddalił się w przestrzeń kosmiczną, odetchnęliśmy wszyscy z ulgą. NASA zapowiedziało, że dołoży wszelkich starań, by dowiedzieć się, co to był za obiekt i w jakim miejscu na Ziemi przebywał tuż przed odlotem.

Ale to już zupełnie inna historia...



37 komentarzy:

  1. Ha, ha! czyli opowiadanie o tym, jak smog uratował cywilizację ziemską! Jestem prawie pewna, że niebawem zostaniesz zaproszona do programu Zwyczajni-Niezwyczajni :) Bohaterko!
    Fantastczna opowieść sf :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smog uratował Ziemię, był elementem jednoczącym mieszkańców... Górnicy śląskich kopalni od rana wyśpiewują pochwalne pieśni pod moim oknem :)

      Usuń
  2. Chyba długie te spacery, bo wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długie, mroźne... trzeba jakoś rozgrzać umysł:)

      Usuń
  3. nice post dear :) I follow you on gfc # 11 , follow back?

    https://bubasworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym zobaczyć statek kosmiczny kiedyś. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z jednej strony też, ale z drugiej trochę się boję:)

      Usuń
  5. Świetne! Znalazłaś sobie sposób na wykorzystanie nadmiaru energii, a jednocześnie zrelaksowanie umysłu poprzez przenoszenie się w świat wyobraźni i... kontakty z kosmitami :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dodatkowo pomogło mi to wyjść z gigantycznego baby blues po porodzie:)

      Usuń
  6. Tę zupełnie inną historię rónież z chęcią poznam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam więc do obserwowania bloga, by nowe historie Ci nie umknęły:)

      Usuń
    2. No ba.. będę wpadać :)

      Usuń
  7. tą czarną dziurę kałużową to ja Ci chyba buchnę, bo mnie bardzo inspiruje artystycznie...
    ciekawe, jaka była reakcja okolicznych psów i kotów na salwę z moździeża?... ja bym się na ich miejscu oflagował i założył komitet do walki z Sylwestrami...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie, że Cię inspiruję:) Śmiało częstuj się czarną dziurą kałużową, byle z przypisem co do źródła ;)

      Usuń
  8. Sami jesteśmy kosmitami! Skąd ten smog, skoro w kałuży odbijało się błękitne niebo? Nasa powinna się zainteresować Twoimi wizjami, być może można czemuś zapobiec!?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciiii... nie podpowiadaj im, bo jeszcze mnie wytropią;)

      Usuń
  9. Ależ masz wyobraźnię! Ja tak mam we śnie ale gdy tylko otworzę oczy to zapominam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, sny strasznie szybko umykają z głowy. A szkoda, bo czasami są tak genialne, że niejedna, świetna książka mogłaby na ich podstawie powstać.

      Usuń
  10. zdecydowanie ciekawa historia:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurde, wyobraźnię to Ty masz, trzeba przyznać! Historia wciągnęła mnie całkowicie :D Obserwuję i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak to dobrze, że mamy Ciebie, świat został dzięki Tobie ustrzeżony przed takim niebezpiecznym atakiem! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przyznać trzeba, że łatwo wcale nie było;)

      Usuń
  13. Ty to jesteś bojowa babka :) świetna historia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczywistości pierwsza bym uciekała. Miło jednak w opowiadaniach zrobić z siebie super bohatera:)

      Usuń
  14. Bitwa, groza, co to będzie, co to było? :) Lubię takie klimaciki :) fajna narracja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ile trzeba się napocić, żeby coś takiego wymyślić:) Zarys, koncepcja powstają bardzo szybko, ale ubrać potem to w spójna historię... O rety...

      Usuń
  15. Hahaha super uśmiałam się, fajnie opisujesz to co się dzieje wokół :) Ja bym z tego jakąś fajną komedię widziała
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniale, że to co napisałam tak pobudza wyobraźnię. To dla mnie olbrzymi komplement. Wzajemnie życzę Ci Wesołych Świąt :)

      Usuń
  16. No no - jestem pełna uznania dla Twojej fantazji i pomysłowości.
    Cieszę się że do Ciebie trafiłam i dziękuję za obecność u mnie.
    Pisz dalej Dziewczyno bo masz potencjał .... a może nawet talent???
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć:) Najlepiej moje opowiadania czytać rana, żeby nastawić się pozytywnie na cały dzień:)

      Usuń
  17. Gdy słyszę gdzieś - Cel pal, to zawsze w myślach pojawia się druga część tego zdania - wal w dal. Z Kubusia Puchatka... właśnie dziś sobie z córką śpiewałam; Cel pal wal w dal. p.s. sorry że dziś trochę tylko na temat a trochę nie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że przywołałam tak miłe skojarzenie. Jeśli czytając się uśmiechnęłaś, to zadanie wykonałam wzorowo:)

      Usuń

Dzień świstaka

        Porządki wiosenne warto robić w środku zimy.  Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...