Dopiero po paru sekundach moje zmartwienie odeszło w niepamięć, gdy wzdłuż ogrodzenia, marszowym krokiem, zmierzała, w sobie tylko znanym, kierunku defilada wojskowa. Rytm wybijany przez żołnierskie buty, spowodował, że wszystko wokół drżało.
Choć wydarzenie to na peryferiach wielkiego miasta było dosyć niecodzienne, to jednak nie zaprzątałabym sobie tym głowy, gdyby nie fakt, że każdy z maszerujących miał na głowie maskę psa...
Pomiędzy żołnierzami, biegał niewielkich rozmiarów kundelek o mocno przykurzonej brązowej sierści. Gdy dostrzegł moją konsternację, podskoczył, radośnie merdając ogonem.
- Wspaniała defilada, nieprawdaż? - zagaił, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo przeterminowany był bigos, który zjadłam dwadzieścia minut temu. - Miały być jeszcze armaty, ale ostatecznie wybrałem haubice. Lepiej to brzmi.
- Ja... - zająknęłam się. Pierwszy raz w życiu nie miałam pojęcia jak zareagować.
- A teraz spójrz na to - to powiedziawszy, jak na komendę, z guzików w żołnierskich mundurach popłynęła melodia "Marszu triumfalnego" Verdiego.
- Czy ja śnię? - To, co się działo było tak absurdalne, że czułam, jak moje neurony zaczynają się gotować.
- Jeśli masz ochotę spojrzeć na wszystko z dystansu, to w telewizji będzie retransmisja - odparł, przestając na moment podziwiać defiladę. - Choć przyznam, że nie wyglądasz na taką, co opłacałaby regularnie abonament radiowo-telewizyjny.
Tu mnie miał. W głowie zaświeciła mi się czerwona lampka, czy przypadkiem nie padłam ofiarą testowania nowej metody przeprowadzania kontroli urzędniczej.
- Zmierzamy w stronę schroniska dla bezdomnych zwierząt. - Ruchem łapy wskazał kierunek przemarszu. Ulżyło mi, że jednak nie czeka mnie konieczność uiszczenia zaległych opłat wraz z odsetkami za zwłokę.
- Do schroniska? - zdziwiłam się - A co macie zamiar tam robić?
- Łapankę.
- Co takiego? - Nawet nie starałam się ukryć szoku. Byłam przekonana, że mam do czynienia z całą armią hycli.
- Będziemy zatrzymywać każdego przechodnia i wręczać mu psa. Dzięki temu schronisko się opróżni, a zwierzęta będą miały dom.
Spojrzałam na stojącego obok mnie kundelka z pełną politowania miną. Jakkolwiek zamysł pomocy udzielanej bezpańskim zwierzętom jest godny pochwały, o tyle z góry skazany na porażkę. Nie wiedziałam jak mu to wyjaśnić, więc postanowiłam być bezpośrednia:
- To idiotyczne. To jest tak głupie, że biała kredka wydaje się przy tym szczytem inżynierii technicznej. Przecież te psy będą porzucane albo wręcz krzywdzone w bardzo wielu przypadkach.
- Otóż nie! - odparł, stając radośnie na dwóch tylnych łapach - To już trzecie miasto, w którym wdrażamy naszą misję z sukcesem. Każdy, kto porzuci psa albo go skrzywdzi, jest wcielany natychmiast do naszej armii i maszeruje wraz z nią, aż odkupi swoje winy.
- Chcesz powiedzieć, że ci wszyscy zamaskowani żołnierze to...
- ... pokutnicy - wszedł mi w słowo - A ty masz psa? - dodał, łypiąc na mnie złowieszczo. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z domu wybiegły dwa labradory, wyszarpujące sobie jedną z moich ulubionych, letnich sukienek. Patrzyłam na nie, załamując ręce. W oddali leżała porwana książka, w drugim kącie ogrodu nadgryziony but.
- Prowadzicie wymianę? - zapytałam pełna nadziei, że uda mi się uwolnić od czteronogich terrorystów.
Nie zdążył jednak odpowiedzieć. Moje dwie bestie właśnie go zwęszyły i ruszyły galopem w naszą stronę. Kundelek, widząc to, zjeżył nagle sierść wzdłuż kręgosłupa, po czym czmychnął za ogrodzenie.
- Weź ze sobą parasol! - zdołał jeszcze krzyknąć, gdy znalazł się w bezpiecznej odległości.
Nie zdążył jednak odpowiedzieć. Moje dwie bestie właśnie go zwęszyły i ruszyły galopem w naszą stronę. Kundelek, widząc to, zjeżył nagle sierść wzdłuż kręgosłupa, po czym czmychnął za ogrodzenie.
- Weź ze sobą parasol! - zdołał jeszcze krzyknąć, gdy znalazł się w bezpiecznej odległości.
Dopiero teraz zauważyła, że w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą siedział mój rozmówca, tuż przy płocie porośniętym bluszczem, oparta była książka z jego podobizną, a tuż obok czarny, elegancki parasol. Gdy tylko moje palce musnęły okładkę, zaczęło padać. Nie wiedziałam, czy to jakaś tania sztuczka, czy prawdziwa magia. Miałam dziwne przeczucie, że lepiej tego nie sprawdzać. W tym dniu spacer wyjątkowo się nie odbył.
I tak kończy się ta historia...
Mamuśka poleca:
Tytuł: "Zbudź się Ferdynandzie"
Autor: Ludwik Jerzy Kern
Ilustracje: Kazimierz Mikulski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2004
Tytuł: "Zbudź się Ferdynandzie"
Autor: Ludwik Jerzy Kern
Ilustracje: Kazimierz Mikulski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2004
Muszę przeczytać :-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Uśmiejesz się przy niej:)
UsuńFerdynand wspaniały i Zbudź się Ferdynandzie to zapomniane lektury...
OdpowiedzUsuńI bardzo nad tym ubolewam, bo wspaniale się czyta. A ileż przy tym śmiechu...
UsuńCoś mi ten tytuł mówi :)
OdpowiedzUsuńMoże Tobie również czytali ją rodzice w dzieciństwie? Warto odbyć taką sentymentalną podróż:) Ja mam taka okazję teraz przy okazji wieczornego czytania dziecku. Tu musiałam co jakiś czas przerywać, żeby się wyśmiać.
UsuńNo tak Ferdynand Wspaniały przypomniało mi się dzieciństwo ech...Dzięki:)
OdpowiedzUsuńDzieciństwo to była wspaniały czas. Miło jest móc wrócić do tych chwil wspomnieniami:)
UsuńTw wpis przypomniał mi jednego staruszka, który widząc koło drogi hydrant opowiadał ciągle na nowo ten sam dowcip. Kompania baczność! - wołał, kiedy przechodziliśmy obok. Posłusznie stawałam, aby zasalutować... Hydrant, nie hydrant, ale szarżę ma! Trzeba mu to przyznać! Ruszał dalej w drogę... U Ciebie pojawiła się cała kompania. Co będzie jak będziesz taką babuleńką!?
OdpowiedzUsuńRewelacyjny dziadek! Ja na starość będę siedzieć w bujanym fotelu i opowiadać bajki dzieciom osadzając nadal siebie w roli głównej. A niech wnuki myślą, ze mają mega super babcię!
UsuńCzytałam tą książkę
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że czar wspomnień wrócił:)
UsuńUwielbiałam Ferdynanda Wspaniałego, ale do Zbudź się nigdy nie dotarłam jakoś nie wiem dlaczego. Przecież pierwsza część bardzo mi się spodobała :).
OdpowiedzUsuńŚwietnie opowiedziałaś tę historię, teraz dołączy ona w mojej wyobraźni do historii Ferdynanda :)
pozdrowienia!
Bardzo ciężko było napisać coś zabawnego o książce która aż kipi od dobrego humoru:) Miło mi tym bardziej, że Ci się spodobało:)
Usuń