O mnie

Moje zdjęcie
Zaczytałam się do granic możliwości, Zaczytałam się zapominając o czasie. Zaczytałam się do tego stopnia, że sama zaczęłam pisać... Aby pisanie było MOJE stworzyłam własny gatunek literacki: mamuśka fiction. Jest to fantastyka literacka oparta o wydarzenia rozgrywające się w realnym miejscu i których bohaterem jest (nie)zwykła matka, Mamuśką zwana. Czyżby moje alter ego? Agata Christie powiedziała niegdyś, że zmywanie naczyń jest zajęciem tak głupim, że natychmiast rodzi w niej myśli o zabójstwie. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery z niemowlakiem...

piątek, 1 listopada 2019

O czarodziejskich sztuczkach słów kilka

       Kiedy kupowałam wózek z drugiej ręki, wiedziałam, że nie będzie idealny, a jego amortyzatory pozostawią wiele do życzenia. Nie miałam jednak świadomości, że każdy spacer po ścieżkach leśnych stanie się symulacją pralki dla mojego dwumiesięcznego dziecka. Jeśli w przyszłości zdecyduje się ono pracować w sklepie z artykułami AGD, to ja będę ponosić za to odpowiedzialność.
       Tyle więc o ile mogę, staram się wybierać trasy najmniej wstrząsogenne.
       Tym razem jednak zostały mi rzucone kłody pod nogi.


       - Co za kretyn utwardza ścieżkę w lesie tłuczniem? - narzekałam pod nosem, starając się nie najeżdżać kołami wózka na drobne kamienie. - Jakby już same żołędzie nie wystarczyły.
       Nim zdążyłam siarczyście przekląć pod nosem, w odległości niespełna dziesięciu metrów zaczęła, jakby spod ziemi, gęstnieć mgła, z której chwilę później zmaterializowała się postać ubrana w czarną togę.
       - No masz, dorwał mnie z wizytą duszpasterską w lesie... - Załamałam zrezygnowana ręce.
       - Jak śmiesz?! - donośny głos, o nienagannej dykcji, niczym nie przypominał kościelnego zawodzenia kapłanów, podczas kazań - Jak śmiesz obrażać moje żołędzie?!
       - What the fuck?! - wymsknęło mi się. - Ja twoich żołędzi nie tykam. O co ci gościu chodzi?
       - Naruszasz mir leśny - Nieznajomy zdawał się w ogóle nie zauważyć mojego zdziwienia jego oburzeniem - I jakby tego było mało, śmiesz narzekać na porzucone przez dęby żołędzie. To potwarz! Rzucam ci wyzwanie! Aby odkupić swe winy, musisz przemierzyć ten las do końca, tak by twe dziecię się nie przebudziło. Jeśli nie podołasz, zabiorę je na zawsze. Jeśli zaś wygrasz, puszczę cię wolno... i dorzucę najnowszy model wózka.
       - Ło panie, to żeś mi rzucił wyzwanie - nie mogłam powstrzymać się od śmiechu - Jak ja się po tym pozbieram. Jakbyś zdawał sobie sprawę, po jakim ojcu to dziecko geny odziedziczyło, to byś wiedział, że jak sam nie zechce, to się nie obudzi. Wszystko to po tatusiu... Ja nawet zamiast kołysanek recytuję listę domowych obowiązków. Wtedy zapada w najgłębszy, niedźwiedzi sen.
       - Pokaż więc na co cię stać!
       - A dajże mi spokój przebierańcu!
       I tu chyba nieznajomy uznał, że przegięłam, bo ziemia nagle się zatrzęsła, a na wprost mnie, leśna ścieżka nabrała zupełnie innego charakteru. Pierwszy odcinek usłany został gałęziami grubymi, jak przegub ręki, kolejny pokryły porozbijane cegły, trzeci i ostatni zaś ozdobiły regularne koleiny, niczym odcinek autostrady A18 z Niemiec na wysokości Olszyny.
       Sytuacja przestała być zabawna. Przebieraniec okazał się czarodziejem, a z nimi z reguły nie ma żartów.
       - Kim ty do diaska jesteś? - zapytałam tym razem poważnie.
       - Jestem Mag Mak - odparł, dumnie unoszą głowę i łypiąc na mnie kaprawym okiem.
       - Ale przez "C" czy "K"? - odpowiedziało mi milczenie, więc doprecyzowałam: - Jesteś Mag Mac czy Mag Mak?
       - A jakie to ma znaczenie?
       - Ano takie, że jak jesteś przez "C" to pewnie jesteś obcokrajowiec i nasz konflikt będzie mieć już charakter międzynarodowy...
       - Jestem magiem tego lasu!
       - A... czyli przez K. Więc w razie przegranej nie będzie ani wstydu, ani ryzyka, że powstanie ostry konflikt zbrojny.
       - "Choose your destiny!" - zabrzmiał tubalny głos sponad koron drzew. Spojrzałam na Maga pełnym politowania wzrokiem. Mógł zainwestować w dobrego dubbingowca, zamiast żywcem ściągać tekst z "Mortal Kombat" - "Fight!".
        Ironiczny uśmieszek zmyło z mojej twarzy skupienie. Chwyciłam oburącz wózek i ruszyłam pewna przed siebie, starając się jak najdelikatniej przejeżdżać po gałęziach. Nagle przebiegła tuż przede mną spłoszona sarna, za nią dzik, który zdaje się, mrugnął do mnie okiem. Za nimi podskakiwał kangur, nieświadom, że tuż za nim skrada się tygrys bengalski. Przestraszona wypuściłam na chwilę uchwyt z rąk i nagłe drgania spowodowały, że moje dziecko jęknęło przez sen. Nabrałam powietrza w płuca, wyczekując histerii.
       - Uff - odetchnęłam z ulgą, gdy niemowlę przestało się wiercić i zapadło ponownie w głęboki sen.

       Pewniejszym krokiem ruszyłam dalej, wjeżdżając na odcinek wysłany kamieniami. Wtem z dębów zaczęły spadać liście. Każdorazowo ich zetknięcie się ze ściółką leśną powodowało hałas, przywodzący na myśl wybuch granatu. Dziecko zmarszczyło nos i uniosło górną wargę, obnażając bezzębne dziąsła. Sekundy dzieliły mnie od eksplozji płaczu, przy którym to, co działo się wokół, to nędzna igraszka.
       Kątem oka dostrzegłam iskrzący się na korze brzozy "iks". Instynkt podpowiedział mi, abym natychmiast tam podbiegła. W dwa susy dobrnęłam do drzewa i klepnęłam połyskujący symbol. Mogłabym przysiąc, że na moment tuż nad wózkiem pojawił się czerwony zasobnik z dopiskiem "wytrzymałość", który nagle uzupełnił się do połowy, przybierając zielony kolor. Gdy wróciłam do wózka, dziecko znowu smacznie spało.

       Pokonanie ostatniego odcinka nie stanowiło już żadnego wyzwania. Regularnie jeździmy po polskich drogach i wszelkie koleiny luzujące wahacze są nam niestraszne.
       - Ha ha! - zaśmiałam się, stając dumnie u kresu próbnej ścieżki. - I co teraz?
       - Teraz musisz pokonać mnie! - wycedził przez zaciśnięte zęby, zrywając z siebie szatę i obnażając zwiotczałe mięśnie klatki piersiowej.
       - No w Multisporta to ty mógłbyś zainwestować...
       - Milcz! - Mag Mak tracił cierpliwość. - Zmierzymy się na intelekty! Ten z nas, którego wypowiedź będzie bardziej niezrozumiała dla drugiego, wygrywa. Ja zaczynam.
       Nie dając mi możliwości protestu, zaczął cytować Luhmana, który prześladował mnie już podczas studiów:

"Dla każdego systemu środowisko będzie relewantne tylko jako kontyngentna selekcja, choć zawiera ono „wszystko inne”. Aby móc nadać selektywność swojemu środowisku, system musi zastosować ‘raster’, który „wdefiniuje” go w środowisko i dzięki któremu wydarzenia uzyskają dopiero wartość informacyjną. Tylko w ten sposób środowisko staje się czytelne. Stąd też warunki do zaistnienia selektywności jawią się ze swej strony zawsze jako selekcje, które muszą zostać założone z góry."*

       Byłam pewna, że nie zaskoczę go żadnym równie inteligentnym tekstem. Zacytować Luhman'na w towarzystwie, to jak zdzielić rozmówców mokrą ścierką w twarz. Efekt obezwładnienia jest też podobny. I nagle mnie olśniło. Choćby zebrała się rzesza filozofów, choćby zostali wsparci wiedzą setek erudytów, to jest ktoś, kogo nie będą w stanie pojąć. Zespół Feel - to jest moja deska ratunku:

"Już pod koniec dnia widzę obraz Twój,
widzę miejsca, w których byłem, widzę ludzi tłum.
Już pod koniec dnia pustej szklanki dźwięk
To chyba sen...
no,no,no,no,no,no

Już pod koniec dnia widzę obraz Twój
W pustej szklance pomarańcze- to dobytek mój
Już pod koniec dnia pustej szklanki dźwięk
To chyba sen..."

       Widzę, że Mag Mak marszczy czoło, intensywnie analizując tekst i ma z tym bez wątpienia nie lada problem.
       - Nie wysilaj się. - przerwałam jego skupienie. - Tego nie ogarniesz.
       - "Mamuśka wins!" - w górze rozległ się ponownie dobrze znany mi głos. Nie mogąc powstrzymać radości, zatańczyłam breakdance wokół wózka.
        - A tu was mam gagatki! - Spomiędzy drzew wyłoniła się elegancka starsza pani w garsonce i ciasno upiętym koku. Przystanęła, zsunęła delikatnie okulary na spiczastym nosie i zmierzyła nas surowym spojrzeniem - Kto tu w sposób nieuprawniony rozpowszechnia cudzy utwór w wersji oryginalnej?
       - ZAIKS... - powiedziałam pod nosem sama do siebie zszokowana, jednocześnie wskazując palcem na maga, co miało urzędniczce wystarczyć za odpowiedź.
       - To ja pani już podziękuję - zwróciła się do mnie, po czym skierowała się do Maga Maka - a pana poproszę o wyjaśnienie tych nieprawnych działań.
       Powoli oddalałam się od miejsca pojedynku. Słyszałam jeszcze, jak rzuca wyzwanie intelektu urzędniczce. Biedak.

       Ale to już zupełnie inna historia...

---

* N. Luhmann, Funkcja religii, Kraków 1998

2 komentarze:

  1. Chyba musisz zmienić trasę spacerów xD.
    Szczerze mówiąc, w moim lesie wysypują tłuczeń, co jest ok, bo inaczej dziura na dziurze. I to pół metra wgłąb...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż boję się wyciągać wózek na kolejny spacer ;)

      Usuń

Dzień świstaka

        Porządki wiosenne warto robić w środku zimy.  Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...