Od rana było szaro i biuro - typowo jesiennie. Gdybym mieszkała w Norwegii napisałambym black metalową balladę z zawodzącymi skrzypcami w tle. Skrzypiec jednak brak, a o talencie nawet nie wspomnę...
Wygłodniałym, sennym wzrokiem szukałam w otaczającym mnie lesie czegoś, co mogłoby mnie skutecznie obudzić. Kofeina poszła w odstawkę, odkąd moje dziecko po karmieniu wcielało się w Emily Rose.
Gdybym była koło Gryfina zapewne przeszłabym obojętnie, obok niecodziennie wygiętych drzew, których tajemnicę już dawno rozwikłano. Dzieli mnie jednak od tego miasta ponad trzysta kilometrów. W mojej głowie siłą rzeczy więc musiały pojawić się pytania o genezę tego niecodziennego widoku.
W oddali usłyszałam szelest sunący po na wpół przegniłych liściach. Odgłos ten dało się słyszeć z coraz bliższej odległości. Wreszcie zza krzaka wyłonił się bordowy samochód - na moje oko ferrari. Kabriolet był jednak tak niewielki, że mógł przewieźć co najwyżej Kena z Barbie. W tym jednak modelu, za kierownicą siedział kret w ciemnych okularach.
W ostatniej sekundzie ustąpiłam mu z drogi, pospiesznie przesuwając na bok wózek ze śpiącym dzieckiem. Samochód przejechał obok i z całym impetem wbił się w pień drzewa, które przykuło moją uwagę parę chwil temu.
Spod maski zaczęła wydobywać się smużka białego dymu. Kierowca jednak zdawał się nic z tego nie robić. Wstał spokojnie z siedzenia, otworzył drzwi i ruszył przed siebie, rozłożywszy uprzednio biało-czerwoną laskę, którą ostrożnie badał teren przed sobą.
- Kto ci dał prawo jazdy? - warknęłam odruchowo, tym razem nie posiłkując się jednak środkowym palcem. I tak by go nie zobaczył.
- Dostałem je w ramach wyrównywania szans - odparł ssak, nerwowo poruszając głową w poszukiwaniu niespodziewanego świadka finału brawurowej jazdy. - Coś nie w porządku?
- A pan coś w ogóle widzi?
- Nie, ale czy to w czymś przeszkadza?
- Komuś, kto wylądowałby pod kołami samochodu z pewnością - przestałam ukrywać narastającą frustrację tym pokazem braku odpowiedzialności.
- Myślę, że kieruje się pani uprzedzeniami - to powiedziawszy, uniósł laskę w górę.
Wyczekiwałam, aż rozstąpi się niebo i razi mnie grom. Zamiast tego nadjechał radiowóz, telepiąc się na leśnych wertepach. Warkot, jaki przy tym wydawał, pozwalał sądzić, że kierujący nim policjant zdążył zgubić po drodze tłumik.
- A gdzie się panu tak spieszy? - policjant nie zaskoczył mnie pytaniem, rozpoczynającym rutynową kontrolę.
- Idę odbyć karę - odparł zdziwiony kret.
- Karę? Przecież nie dostał pan jeszcze mandatu - policjant spojrzał na niego skonsternowany. Takiego obrotu spraw najwyraźniej się nie spodziewał.
- Jest pan w błędzie. Pańscy koledzy dostarczają mi je regularnie, po każdym kolejnym wypadku. Aby więc oszczędzić wam i sobie czasu, postanowiłem sam odbywać karę, gdy tylko zniszczę kolejny pojazd.
Policjant był najwyraźniej na pierwszej służbie, tuż po ukończeniu kursu kwalifikującego do zawodu. Nieznane mu były dotychczasowe praktyki kreta, wobec czego nie wiedział, co też powinien w tej sytuacji począć.
- Przyjąłem zgłoszenie i przyjechałem w miejsce wykroczenia. Muszę kogoś ukarać - to powiedziawszy, spojrzał na mnie wymownie - Jeśli wrócę z niczym, będą się ze mnie śmiać, a księgowa strzeli focha, że zużywam niepotrzebnie paliwo i powiększam koszty amortyzacji samochodu służbowego.
- Mogę panu jakoś pomóc? - zapytałam, na co policjant wzdrygnął się, jakbym słowami wybudziła go z zimowego snu.
- O, tak! - niemalże krzyknął. - Przyjmie pani mandat!
- Słucham?
- No... Jest pani świadkiem wypadku.
- Ale to chyba nie jest karalne? - odparłam oburzona, choć zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem w nocy (o czym jeszcze nie wiem), nie zmieniono obowiązującego prawa.
- No właśnie! A czy telefonik ze zgłoszeniem incydentu był? - policjant odzyskał pewność siebie i z impetem wszedł w tryb "funkcjonariusz".
- Przyjechał pan szybciej, niż zdążyłam podejść do roztrzaskanego samochodu!
- Czyli nie było... - zamruczał, odnotowując fakt na trzymanym w prawej dłoni bloczku.
W milczeniu wręczył mi mandat i skierował do prac przy budowie domu socjalnego dla dyskryminowanych ssaków. Dowiedziałam się, że obiekt jest wznoszony od pięciu lat. Byłam więc przekonana, że zostaną mi przydzielone proste prace wykończeniowe.
Kiedy dotarłam na miejsce, ukazało się mym oczom gruzowisko. Wśród powalonych bloków kamiennych spostrzegłam, co najmniej kilkanaście kretów, machających chaotycznie szpachelkami, łopatami i łomami.
- O co tu chodzi? - Byłam przerażona wizją czekających mnie obowiązków. - Dlaczego te prace wyglądają na w ogóle nierozpoczęte?
- No cóż... - odparł policjant, szykując się do powrotu na komisariat. - Żaden z tych ssaków nie widzi, więc prace przebiegają nieco mniej sprawnie, niż byśmy tego oczekiwali.
- Nieco mniej sprawnie? - powstrzymywałam się, by na niego nie krzyknąć. - Czy my patrzymy na ten sam obrazek? Dlaczego nie zostali przydzieleni do robót, które są w stanie wykonywać?
- O proszę pani - nabrał poważnego tonu. - To byłaby dyskryminacja!
Straciłam całkowicie ochotę na dalszą dyskusję. W czasie gdy funkcjonariusz wracał na komisariat, gdzie czekały na niego splendor i chwała, za wzorowe wypełnienie obowiązków służbowych, ja machałam ciężkim kilofem, próbując rozbić głazy na mniejsze fragmenty, by choć trochę przyspieszyć postęp prac.
Ale to już zupełnie inna historia...
O mnie

- Zaczytana
- Zaczytałam się do granic możliwości, Zaczytałam się zapominając o czasie. Zaczytałam się do tego stopnia, że sama zaczęłam pisać... Aby pisanie było MOJE stworzyłam własny gatunek literacki: mamuśka fiction. Jest to fantastyka literacka oparta o wydarzenia rozgrywające się w realnym miejscu i których bohaterem jest (nie)zwykła matka, Mamuśką zwana. Czyżby moje alter ego? Agata Christie powiedziała niegdyś, że zmywanie naczyń jest zajęciem tak głupim, że natychmiast rodzi w niej myśli o zabójstwie. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery z niemowlakiem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzień świstaka
Porządki wiosenne warto robić w środku zimy. Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...

-
Na leśnej ławce siedział starszy pan, którego twarz bogato zdobiły zmarszczki. Odziany był w białą togę. Skubał zawzięcie dwoma poz...
-
Siedząc w karczmie na górskim stoku, popijałam herbatę z rozgrzewającym rumem i zachodziłam w głowę, jak to się stało, że tu je...
Miło mi to słyszeć:)
OdpowiedzUsuńFajnie sie to czytalo
OdpowiedzUsuńTo wspaniale, że miło spędziłaś czas na tym blogu:) Zapraszam regularnie.
UsuńZ takimi pomocnikami zanosi się na długą karę...
OdpowiedzUsuńZanosi sie na dożywocie ;)
UsuńOch, mam wrażenie, że takich kretów wokół nas coraz więcej. I to nie tylko na drogach, ale w każdej dziedzinie życia.
OdpowiedzUsuńW pierwotnym szkicu opowiadania miałam dać kretowi na imię Yn, ale byłoby to chyba zbyt dosłowne ;)
UsuńTakich kretów to ja widywałem multum, ale na podwórku i otaczających mnie łąkach, gdy jeszcze niedawno mieszkałem na wsi. I żałowałem, że nie mogłem się wybudować w lesie, bo tam akurat ich na lekarstwo ;)
OdpowiedzUsuńKret to wyjątkowo inteligentna bestia. Kiedyś mi poradził, abym w Castoramie kupił środek, który zapachem odstrasza. Środek okazał się wyjątkowo skuteczny. W godzinę po zaaplikowaniu go we wszystkie kretowiska na podwórku, musiałem się pakować i na tydzień wyprowadzić się z domu. Zapach był nie do wytrzymania. Krecik zaś, gdy wracałem, przyjaźnie machał mi łapką na powitanie.
Zrobiłeś mi dzień tym komentarzem!
UsuńZaczytana mama to znaczy, że i dziecko będzie zaczytane- to zawsze tak jest, wierz mi.I dużo, dużo mów do dzieciątka- nie szkodzi, że jeszcze nie odpowiada.Przemawianie do niemowlaka stymuluje jego rozwój.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się Twoje teksty, wyobraźnia Ci nieźle pracuje.
Pisanie książek dla dzieci to ważna sprawa- bo trzeba wyważyć pomiędzy światem zmyślonym a realnym.
Miłego;)
Gadułą jestem straszną, więc czasami dziecko przysypia od natłoku słów. No i czytamy bajki codziennie, bo tak jak mówisz - nie jest ważne, że nie rozumie, kecz to, że jego rozwój jest naturalnie pobudzany.
Usuń,...szantaż czy może uświadomienie faktów ?
OdpowiedzUsuńRewelacyjna historia i naprawdę świetne dialogi. Rozbawiłaś mnie tą dyskryminacją. Uwielbiam u ludzi poczucie humoru:)
OdpowiedzUsuńWyznaję zasadę, że lepiej się śmiać niż płakać:) Dobrze, że przeczytałaś i pośmiałaś się przed południem. Dzięki temu będziesz mieć udany dzień.
UsuńCudna zasada, trzymaj się jej!
UsuńŚwietnie piszesz, porównanie do Emily Rose powaliło mnie na kolana :D. No może nie dosłownie... haha
OdpowiedzUsuńHistoria świetna, aż sobie wyobrażałam co by było, gdybym ja takiego wariata na drodze spotkała.
Pozdrawiam
Przyznam, że gdy wpadłam na to porównanie (swoją drogą bardzo prawdziwe) to również "śmiechłam". Twoja reakcja utwierdza mnie w przekonaniu, że słusznie:)
UsuńCo do reakcji to ciężko zrobić cokolwiek... szkoda ślepego, więc nawet krzyczeć się nie chce:)
Ten las jest zamieszkiwany przez niezliczoną ilość dziwnych istot... Jesteś odważną kobietą :-D
OdpowiedzUsuńChyba zacznę chodzić w drugą stronę. Ilość dziwacznych przygód jakie mnie w tym lesie spotykają, zaczyna mnie martwić ;)
UsuńSuper historia :) Dobrze się czytało :)
OdpowiedzUsuńcodziennyuzytek.pl
Dziękuję i zapraszam częściej:)
UsuńPrzynajmniej się wyjaśniło co wygięło drzewa. Nadmiar kolizji niewątpliwie.
OdpowiedzUsuńPiwinni nakręcić nowy serial "Detektyw Mamuśka na tropie" albo zgodnie z feministycznym nazewnictwem "Detektywka Mamuśka na tropie".
UsuńJeśli już jesteśmy przy muzycznych porównaniach, to raczej jest jak jazz miusic...Na koniec utworu mocny akord! Nic dziwnego, że musiał wybrzmieć w głazach...Dobra robota!
OdpowiedzUsuńRewelacyjne porównanie:)
Usuń