O mnie

Moje zdjęcie
Zaczytałam się do granic możliwości, Zaczytałam się zapominając o czasie. Zaczytałam się do tego stopnia, że sama zaczęłam pisać... Aby pisanie było MOJE stworzyłam własny gatunek literacki: mamuśka fiction. Jest to fantastyka literacka oparta o wydarzenia rozgrywające się w realnym miejscu i których bohaterem jest (nie)zwykła matka, Mamuśką zwana. Czyżby moje alter ego? Agata Christie powiedziała niegdyś, że zmywanie naczyń jest zajęciem tak głupim, że natychmiast rodzi w niej myśli o zabójstwie. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery z niemowlakiem...

piątek, 17 stycznia 2020

Kłopoty karczmarza z łącznością międzynarodową

       Siedząc w karczmie na górskim stoku, popijałam herbatę z rozgrzewającym rumem i zachodziłam w głowę, jak to się stało, że tu jestem. Wyjazdów w góry nie cierpię prawie tak bardzo, jak czekolady marcepanowej, zawzięcie dodawanej do każdej bożonarodzeniowej paczki.
       Dla zabicia nudy wsłuchiwałam się więc w rozmowy amatorów białego szaleństwa, oczekując powrotu rodziny, sztywnej z przemarznięcia.
       – No byłem i widziałem, zsunął się i teraz tak wisi – mamrotał karczmarz półszeptem, ukryty za ladą. – Kto ma teraz czas i nie zatruł się jeszcze łazankami, żeby to naprawić? No kto? To ja ci powiem kto! Nikt!
       – Ktoś to musi zawiesić z powrotem – odezwał się drugi mężczyzna, odwrócony do mnie plecami. – Znajdź kogoś!
       Obaj mężczyźni podeszli do ściany, z której wystawał niespełna metrowy sznur, do którego końca przytwierdzony był plastikowy kubeczek.
       – Nikt nie odbiera – karczmarz zawiesi głos, przykładając do ucha jednorazowy pojemnik PET.
 



       Gdybym była w przedszkolu, pomyślałabym z całą pewnością, że odbywają się właśnie zajęcia plastyczne lub teatralne. Tu jednak dwoje dorosłych ludzi wydawało się zatrzymać przed rokiem 1876, kiedy niejaki Graham Bell sprezentował światu telefon.
       – Przepraszam najmocniej – Postanowiłam wspomóc ich dążenia w nawiązaniu łączności ze światem. – Pozwolę sobie zauważyć, że podejmowana przez panów próba nawiązania połączenia telefonicznego tak przestarzałym modelem może spalić na panewce.
       – Powiedziała, co wiedziała – odparli chórem, patrząc na mnie z politowaniem.
       – Od lat tak dzwonimy – pospiesznie wyjaśnił karczmarz, widząc, że ze zdziwienia brwi połączyły mi się z linią włosów. –  Wy tam w dolinie mało wiecie o górach. Prawda jest taka, że tylko w ten sposób możemy się łączyć z Czechami.
       – Dzwonicie tak za granicę? – moje zdumienie było coraz większe. Zaczęłam podejrzewać, że przesadziłam z ilością tutejszej herbaty z wkładką.
       – A jakaż to oszczędność na roamingu! – dodał, nie przestając stukać w kubeczek, jakby to miało naprawić urządzenie.
       – Tylko teraz właśnie nie dzwonimy, bo miś Ryś znowu się obudził i zaczął podrzucać turystami – wtrącił właściciel przybytku.
       – Co takiego?
       – Spokojnie! W tańcu podrzuca. Uwielbia robić piruety i w czasie ich wykonywania, wyrzuca narciarzy w górę. Niektórzy z nich podczas lądowania zawieszają się na sznurze, przez co zsuwa się on ze słupów. Ot i cała przyczyna problemu w łączności. Teraz musimy znaleźć kogoś, kto to naprawi... Chyba że... – karczmarz zawiesił głos i nachylił się nad uchem swego szefa, szepcąc coś przez chwilę.

       – Pani zawiesi sznur – nakazał stanowczo właściciel przybytku, najwyraźniej zapominając, że nie jestem jego podwładną i nie może mi wydawać poleceń.
       – Chyba ty – parsknęłam rozbawiona jego pewnością co do moich kompetencji radiotelegraficznych.
       – Ależ co pani! – Był najwyraźniej oburzony – Ja nie mogę, bo nie wypada, karczmarz musi pilnować interesu, a cała reszta cierpi na poważne zatrucie pokarmowe. Proszę przyznać, że narciarz z rozwolnieniem na stoku, to nie najlepszy pomysł... Zakłóciłoby to estetykę przestrzeni. Pani jedyna miała swoje kanapki i tym samym jej jelita pozostały nieskażone.
       – Ja nawet nie potrafię jeździć na nartach – resztkami sił próbowałam oponować.
       – Szanowna pani – uspokajał mnie właściciel. – Jest pani matką. Wystarczy, że przyjmie pani pozycję, jak podczas śpiewania kołysanek o trzeciej nad ranem, wisząc nad dziecięcym łóżeczkiem i samo się pojedzie.

       Nie wiem, jak to się stało, że niespełna pół godziny później mknęłam po stromym stoku, odpychając się znalezionymi na zapleczu karczmy, drewnianymi karniszami.
       Wkrótce dostrzegłam w dali wspomnianego w rozmowie misia Rysia, który z szeroko rozpostartymi ramionami, szczerzył do mnie radośnie zęby. Oczekiwał wyraźnie, że zacznę z nim ochoczo pląsać, gdy płatki śniegu będą powoli roztapiać się na naszych roześmianych twarzach.
       – O nie misiu – Zatrzymałam się kilka metrów przed nim. – Nie tym razem.
       Uśmiech natychmiast zszedł z jego futrzastego pyska, po czym posępnie spuścił głowę. Wtedy zauważyłam, że stoję przy właściwym słupie, z którego zsunął się sznur "telefoniczny" i teraz bezwiednie porusza się w rytm podmuchów wiatru.
       – Albo wiesz co misio? Zróbmy jednak ten piruet!

       Na te słowa zwierz szybko zamerdał ogonem i już po chwili, dysząc jak pies, który ma dostać nową zabawkę, podbiegł do mnie. Delikatnie chwycił moją dłoń, po czym stanowczym, skrętnym ruchem wyrzucił mnie wysoko w górę. Gdy tylko przestałam wirować w powietrzu, powstrzymałam zawartość żołądka przed nagłą emigracją i już spadając, chwyciłam oburącz sznur. Wykonałam spektakularne salto i zawiesiwszy "linię telefoniczną" na właściwym miejscu przywróciłam karczmie łączność z Czechami.
       Powróciwszy po dobrze wykonanej misji, właściciel przybytku natychmiast nakazał zrobić sobie ze mną zdjęcie pamiątkowe, które po dziś dzień wisi w karczmie, jako gwarant dożywotnich, darmowych porcji łazanek, serwowany podczas pobytu w górach.
       Chodzą słuchy, że miś Ryś bezskutecznie poszukuje mnie, chcąc dokończyć rozpoczęty taniec. Postarał się również o angaż w "You Can Dance", mając nadzieję, że zechcę wspólnie wykonywać piruety.

       Ale to już zupełnie inna historia.

53 komentarze:

  1. Oj ale masz fantazję i poczucie humoru super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie na kartce długopisem, zamiast na komputerze znacznie pobudza kreatywność. To efekt tego, że w pierwszym wypadku pobudzamy prawą, a więc kreatywną półkulę. W drugim zaś bardziej angażuje się lewa, odpowiedzialna za logiczne myślenie:)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Są takie plany, ale w pierwszej kolejności będzie to literatura dziecięca:)

      Usuń
  3. Teraz to już na pewno nie pojadę zimą w góry...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że na kartce łatwiej pisać, tylko wykreślanie, zmiany mnie wnerwiają . W kompie klik i nie m ha,ha,ha
    Serdeczności zostawiam💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pod tym względem komputer wygrywa z notesem ;)

      Usuń
  5. to nie śpiesz się z tym YOU CAN DANC, wrócę do kraju, to chcę zobaczyć i nie bądź gorsza od misia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystąpię z nim w duecie i podbijemy światową scenę muzyczną:)

      Usuń
    2. Jak coś to nakreślę choreografię♥️❤️👅❣️

      Usuń
  6. Masz niezwykłą wyobraźnię - świetnie się to czyta:)
    Cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. No patrz, a ja wyjazdy w góry uwielbiam jak... kulki marcepanowe często dostępne w Lidlu :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marcepan wypluwam jak tylko wyczuję smak. Mąż ma to samo. Nie wiem w sumie skąd się to bierze...

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo miło się to czyta, powinnaś wydać tę książkę, dzieci na pewno były by zadowolone ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Klik dobry:)
    Nigdy nie lubiłam zimy, a juz na pewno nie w górach.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możemy sobie przybić piątkę. Nie cierpię zimy jak Gargamel Smerfów!

      Usuń
  11. Super historia! Nie lubię czekolady marcepanowej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jednej z poprzednich prac miałam miłośniczkę tego smaku. Oddawałam jej wszystko, jak leci. Teraz niestety nie mam regularnego nabywcy.

      Usuń
  12. Moje brwi podeszły do nosa, tak się skrzywiłam na myśl o tych łazankach. Zawsze gdzieś... coś...nam się przydarzy...I to jest fajne!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak zwykle świetna historia

    OdpowiedzUsuń
  14. Koniecznie wydaj ksiązkę.
    A przedtem napisz jeszcze tutaj tę "inną historię".
    Szacuneczek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli coś wydam, to nie przestanę pisać dla Was opowiadań:) Za dużo pomysłów w głowie mam, żeby tak je tam tłamsić. Można od tego migreny dostać:)

      Usuń
  15. Świetna historia! Masz talent do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jeszcze trenujesz czy już jesteś mistrzem? Bo ciężko ocenić :D

      Usuń
    2. To jest ten moment, w którym się rumienię onieśmielona ;)

      Usuń
  16. super hehe :)
    fajnie sie czyta.
    btw - ja też wolę "staromodny" sposób pisania wstępniakow - na kartce ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudna historia, ale misia to ja bym spotkać nie chciała, wystarczą mi moje, swojskie sarenki, łania i gościnnie u nas występujące jeleń oraz łosie. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Masz naprawdę lekkie pióro :) Super się czyta!

    OdpowiedzUsuń
  19. ..kapitalnie się czyta Twoją historię, masz świetną wyobraźnię ^^
    ..nie lubie nic z marcepanem.. najczęsciej jeździłam nad morze, bo je uwielbiam, w górach byłam tylko raz i byłam zachwycona ;)
    ..uwielbiam zimę i tęsknię za nią bardzo..
    ..lubię robić notatki, czasem na skrawku papieru, żeby mi jakieś fajne słówko, czy myśl mi nie uleciały ;)

    - pozdrawaim serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zima ze śniegiem w okolicy świąt jest świetna. W pozostały czas niech idzie precz :P

      Usuń
  20. Czekolady z marcepanem możesz przysyłać do mnie :) a opowiadanie jak zwykle świetne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodziewaj się mega dostawy w najbliższe Święta ;)

      Usuń
  21. Ciekawa historia, i taka prawdziwa 😁.
    No na prawdę, świetna wyobraźnia.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo dobrze czytało mi się tę historię. Masz lekki styl pisania i aż chce się czytać takie opowiadania. ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo sympatyczne to opowiadanie. Gratuluje poczucia humoru. Przyjemnie się czyta i można się usmiać do łez. Wymiatasz 😃

    OdpowiedzUsuń

Dzień świstaka

        Porządki wiosenne warto robić w środku zimy.  Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...