Jednak tak, jak można było się domyślić, gdy tylko schroniłam się w lesie, ulewa się skończyła i zza chmur wyszło słońce. Matka natura lub mnie tak boleśnie doświadczać.
Wycierając okulary rąbkiem spódnicy, dostrzegłam kątem oka przemykającą między drzewami postać. Pomyślałam, że to zapewne kolejny biegacz, który niezależnie od pogody daje wycisk swoim łydkom. Szaleniec. Gdy włożyłam z powrotem na nos binokle, przez ścieżkę przemknął nie sportowiec, a... duch. I to nie jeden, a kilka!
- No i mówiłem panu, panie Ravel, że tak się to skończy - tłumaczył jegomość w peruce sędziowskiej. Z takim wizerunkiem, gdyby żył, miałby pewny angaż w "Sędzia Anna Maria Wesołowska". - Ona od dawna miała nas za tak nudnych, że przed każdą rozmową wypijała dwa podwójne espresso... Na Boga! Uznała, że cała ta historia z ćwierkaniem ptaków i szumem traw to ściema, której nikt nie rozumie...
- Szanowny panie Vivaldi nie chciałem dać wiary pana słowom - dodał drugi duch, przez którego brzuch, na wysokości okrężnicy, przeleciał właśnie wróbel. - Poczułem się doprawdy dotknięty do żywego, gdy zapytała, czy zdarzało mi się komponować marsze na garnku...
- To i tak nie najgorzej - dodał trzeci posępnie. - Mi śmiała się prosto w twarz: "O, panie Czajkowski, jak pan zaczynasz grać, to mężczyźni wokół przywdziewają rajtuzy i zaczynają pląsać w baletkach".
- Prze...praszam - odważyłam się wtrącić w rozmowę duchów. Moja obecność najwyraźniej ich zaskoczyła, bo lekko wzdrygnęli się, usłyszawszy mój głos. - Chciałabym przejść bez wchodzenia w panów ciała...
- Człowiek? - krzyknęli trzej kompozytorzy równocześnie, po czym spojrzeli na mnie niespokojnie.
- Zamawialiśmy warunki pogodowe, które miały nam zapewnić spokój podczas spotkania - Ravel starał mi się wyjaśnić powód ich zaskoczenia. - Mamy tu umowę - to powiedziawszy, podsunął mi pod nos zadrukowana kartkę.
- Tu jest punkt - gwiazdka: "nie dotyczy matek" - powiedziałam, spoglądając na niego znad okularów, gdy już zapoznałam się z treścią dokumentu.
- Co? - parsknął złośliwie Vivaldi. - Znowu, żeś pan, panie Ravel coś przeoczył?
Kompozytor przez chwilę przyglądał się zapisom, aż dotarł do wspomnianego fragmentu i przeczytał na głos:
- Zapewnia się w czasie spotkań: krytyczne warunki pogodowe, katastrofy ekologiczne i pochmurne noce w czasie nowiu, w celu uniknięcia interakcji z ludźmi (nie dotyczy matek). Szlag! Nie może pani sobie zawrócić, udając, że nas tu nie było?
- Do domu? - Byłam oburzona, że jakiś duch śmie mnie przepędzać z ulubionej trasy spacerowej. - Przyjechała do mnie wczoraj szwagierka z synem, który gada tylko po niemiecku. Nie ma siły, która zmusi mnie do przedwczesnego powrotu!
- Zostaw ją - wtrącił się Czajkowski. - Może ona powie nam, co my mamy o ty wszystkim sądzić.
Duchy spojrzały po sobie, naradzając się w milczeniu. W końcu gestem rąk kazali mi się pochylić nad książką, wciąż leżącą na ławce. Podmuchy wiatru przewracały strony. Widać, że ktoś się napracował nad ilustracjami. Tak, to było coś więcej niż Paint.
Zaczęłam więc czytać, czując na sobie wyczekujące spojrzenia.
- I co? Jesteśmy skończeni? Skompromitowała nas? - zaczęli pytać jeden przez drugiego, gdy przewróciłam ostatnią stronę.
- Wy dalej jojczycie, że Bednarkowa o was napisała? - Jakby znikąd pojawił się jegomość z saksofonem.
- A cóż nam pozostało panie Grieg? - Ravel ze smutkiem pokiwał głową.
- Lepiej zobaczcie, ile wam przybyło subskrybentów na Youtube - dodał, po czym usiadł na powalonym drzewie i zaczął grać.
- To i tak nie najgorzej - dodał trzeci posępnie. - Mi śmiała się prosto w twarz: "O, panie Czajkowski, jak pan zaczynasz grać, to mężczyźni wokół przywdziewają rajtuzy i zaczynają pląsać w baletkach".
- Prze...praszam - odważyłam się wtrącić w rozmowę duchów. Moja obecność najwyraźniej ich zaskoczyła, bo lekko wzdrygnęli się, usłyszawszy mój głos. - Chciałabym przejść bez wchodzenia w panów ciała...
- Człowiek? - krzyknęli trzej kompozytorzy równocześnie, po czym spojrzeli na mnie niespokojnie.
- Zamawialiśmy warunki pogodowe, które miały nam zapewnić spokój podczas spotkania - Ravel starał mi się wyjaśnić powód ich zaskoczenia. - Mamy tu umowę - to powiedziawszy, podsunął mi pod nos zadrukowana kartkę.
- Tu jest punkt - gwiazdka: "nie dotyczy matek" - powiedziałam, spoglądając na niego znad okularów, gdy już zapoznałam się z treścią dokumentu.
- Co? - parsknął złośliwie Vivaldi. - Znowu, żeś pan, panie Ravel coś przeoczył?
Kompozytor przez chwilę przyglądał się zapisom, aż dotarł do wspomnianego fragmentu i przeczytał na głos:
- Zapewnia się w czasie spotkań: krytyczne warunki pogodowe, katastrofy ekologiczne i pochmurne noce w czasie nowiu, w celu uniknięcia interakcji z ludźmi (nie dotyczy matek). Szlag! Nie może pani sobie zawrócić, udając, że nas tu nie było?
- Do domu? - Byłam oburzona, że jakiś duch śmie mnie przepędzać z ulubionej trasy spacerowej. - Przyjechała do mnie wczoraj szwagierka z synem, który gada tylko po niemiecku. Nie ma siły, która zmusi mnie do przedwczesnego powrotu!
- Zostaw ją - wtrącił się Czajkowski. - Może ona powie nam, co my mamy o ty wszystkim sądzić.
Duchy spojrzały po sobie, naradzając się w milczeniu. W końcu gestem rąk kazali mi się pochylić nad książką, wciąż leżącą na ławce. Podmuchy wiatru przewracały strony. Widać, że ktoś się napracował nad ilustracjami. Tak, to było coś więcej niż Paint.
Zaczęłam więc czytać, czując na sobie wyczekujące spojrzenia.
- I co? Jesteśmy skończeni? Skompromitowała nas? - zaczęli pytać jeden przez drugiego, gdy przewróciłam ostatnią stronę.
- Wy dalej jojczycie, że Bednarkowa o was napisała? - Jakby znikąd pojawił się jegomość z saksofonem.
- A cóż nam pozostało panie Grieg? - Ravel ze smutkiem pokiwał głową.
- Lepiej zobaczcie, ile wam przybyło subskrybentów na Youtube - dodał, po czym usiadł na powalonym drzewie i zaczął grać.
Z ciekawości pospiesznie wyjęłam komórkę z kieszeni i odszukałam kilka losowo wybranych utworów skomponowanych przez duchy... za życia.
- On ma rację - powiedziałam trochę głośniej, niż zamierzałam, przez co wszyscy natychmiast otoczyli mnie ciasnym kręgiem. - Licznik pędzi jak oszalały. I pojawiają się komentarze.... głównie od dzieci.
- Słuchają nas dzieci? - zdziwił się Czajkowski. - Ja będąc dzieckiem, wciskałem sobie w uszy watę na takie rzępolenie...
- Najwyraźniej ta... jak jej tam - Przez chwilę szukałam w pamięci nazwiska. - Bednarkowa, je zachęciła. Przyznam, że ja na muzyce poważnej się nie znam. Mogę co najwyżej zaśpiewać "Małą - Żabkę - Re - Re - Kum - Kum - Bęc", a dalej to mój światy umysł trafia na beton... Ale przyznam, że daliście mi to do przeczytania i sama mam ochotę posłuchać, co wyście tam zmajstrowali.
- Ta książka zatruwa umysły! - wyrwał się Bach. - To dzieło samego diabła!
- Opanuj się pan! - skarcił go Vivaldi. - Za dużo, żeś pan grał w kościele.
- Takie czasy nastały, że do słuchania muzyki, zachęca się książką... - Vivaldi z pełną refleksji miną spojrzał w dal. - Trzeba będzie przy okazji przeprosić Bednarkową.
Jeszcze raz zerknęłam na okładkę, snując plany, jak zacznę czytać bajki ponownie, tym razem dziecku. Gdy podniosłam głowę, by zapytać duchy, czy mogę zachować egzemplarz dla siebie, już ich nie było...
I tak kończy się ta historia...
- Słuchają nas dzieci? - zdziwił się Czajkowski. - Ja będąc dzieckiem, wciskałem sobie w uszy watę na takie rzępolenie...
- Najwyraźniej ta... jak jej tam - Przez chwilę szukałam w pamięci nazwiska. - Bednarkowa, je zachęciła. Przyznam, że ja na muzyce poważnej się nie znam. Mogę co najwyżej zaśpiewać "Małą - Żabkę - Re - Re - Kum - Kum - Bęc", a dalej to mój światy umysł trafia na beton... Ale przyznam, że daliście mi to do przeczytania i sama mam ochotę posłuchać, co wyście tam zmajstrowali.
- Ta książka zatruwa umysły! - wyrwał się Bach. - To dzieło samego diabła!
- Opanuj się pan! - skarcił go Vivaldi. - Za dużo, żeś pan grał w kościele.
- Takie czasy nastały, że do słuchania muzyki, zachęca się książką... - Vivaldi z pełną refleksji miną spojrzał w dal. - Trzeba będzie przy okazji przeprosić Bednarkową.
Jeszcze raz zerknęłam na okładkę, snując plany, jak zacznę czytać bajki ponownie, tym razem dziecku. Gdy podniosłam głowę, by zapytać duchy, czy mogę zachować egzemplarz dla siebie, już ich nie było...
I tak kończy się ta historia...
Oj, masz polot niesamowity! Fantastyczna historia! :)
OdpowiedzUsuńNajtrudniej zacząć. Potem jakoś tak samo leci:)
UsuńSkoro mamuśka poleca, to nie wypada nie czytać:-)
OdpowiedzUsuńZ pewnością nie będziesz żałować:)
UsuńRozmowa Vivaldiego z Bachem...? ciekawe, ciekawe :D
OdpowiedzUsuńWreszcie ktoś dał im tę możliwość.
UsuńKusi mnie by kiedyś napisać dialog Mickiewicza ze Słowackim. Oj...wióry by leciały ;)
zapowiada sie świetnie, tylko mam pytanie- jest przeznaczona dla?? chodzi o wiek:) Moja córa uwielbia czytać i zawsze sie głowimy co jej kupić:)
OdpowiedzUsuńMogą ją czytać dzieci od najmłodszych lat. Jeśli więc córka jest w grupie 3-5 lat i już czyta to z pewnością będzie zadowolona,choć przyznam, że ja sama czytając świetnie się bawiłam. Z ciekawości poczytałam o samej autorce i okazuje się być autorką wielu bardzo poczytnych książeczek dla dzieci. Matka trójki dzieci, więc wie co i jak opowiadać, żeby zainteresować:)
UsuńTakie rozmowy to ja bym chciała podsłuchać!
OdpowiedzUsuńTo byłoby niezapomniane doświadczenie:)
UsuńBrzmi naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuńI tak jest w istocie:)
UsuńDużo dobrego słyszalam o tej książce... chciałabym przyjrzeć się jej bliżej ;)
OdpowiedzUsuńNie zwlekaj zatem:)
UsuńSzkoda, że książka dla dzieci, na razie nie mam dla kogo robić takich prezentów. Inaczej podarowałabym, a później pożyczyła do przejrzenia :-)
OdpowiedzUsuńCo się odwlecze to nie uciecze:)
UsuńChyba już mam pomysł na Mikołajki dla moich chrześniaków :)) dzięki!
OdpowiedzUsuńSłużę uprzejmie. Dodam, że na stronie wydawnictwa jest akurat promocja:)
UsuńBrzmi fajnie :)
OdpowiedzUsuńBrzmi i to dosłownie. Nie da się czytać tej książki bez muzyki w tle. No po prostu się nie da.
Usuń..przyjemnie się czyta Twoją recenzję.. brzmi ciekawie, może sięgnę po tą książkę ;)
OdpowiedzUsuń- pozdrawiam serdecznie :)
I o to chodzi:) Chciałam pisać recenzje trochę inaczej:)
UsuńNie dotyczy matek, bo nigdy nie wiesz co im przyjdzie do głowy, jak zechcą wyjść w czasie nawałnicy to wyjdą i już ;p Recenzja jako opowiadanie - w to mi graj :) zachęca jeszcze bardziej niż opisywanie książki :) W sumie sama jestem ciekawa co mogłyby myśleć duchy znanych ludzi o różnych dziełach na ich temat :) Właśnie czytam "Ostatnią arię Mozarta" i mnie takie myśli natchnęły. Na bajeczki muzyczne też chętnie rzucę okiem ;)
OdpowiedzUsuńJest mi niezmiernie miło, że taki typ recenzji przypadł Ci do gustu:)
UsuńWłasnie wróciłam z Empiku, szkoda, chętnie bym przejrzała.
OdpowiedzUsuńW takim razie koniecznie obserwuj mój blog, żeby przy okazji kolejnych "jakby recenzji" móc pooglądać polecaną książkę na żywo:)
UsuńPięknie napisana recenzja :)
OdpowiedzUsuńwww.codziennyuzytek.pl
Dziękuję:)
UsuńI mnie zaciekawiła książka i sposób jej przedstawienia... Dobrego dnia :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj tak smętnie na dworze, że każdemu z nas przydadzą się życzenia dobrego dnia, więc i ja ślę je Tobie:)
UsuńInteresująca "jakby recenzja". Zachęciłaś mnie do lektury. :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę:) To z pewnością nie będzie stracony czas.
Usuń