Od rana było szaro i biuro - typowo jesiennie. Gdybym mieszkała w Norwegii napisałambym black metalową balladę z zawodzącymi skrzypcami w tle. Skrzypiec jednak brak, a o talencie nawet nie wspomnę...
Wygłodniałym, sennym wzrokiem szukałam w otaczającym mnie lesie czegoś, co mogłoby mnie skutecznie obudzić. Kofeina poszła w odstawkę, odkąd moje dziecko po karmieniu wcielało się w Emily Rose.
Gdybym była koło Gryfina zapewne przeszłabym obojętnie, obok niecodziennie wygiętych drzew, których tajemnicę już dawno rozwikłano. Dzieli mnie jednak od tego miasta ponad trzysta kilometrów. W mojej głowie siłą rzeczy więc musiały pojawić się pytania o genezę tego niecodziennego widoku.
W oddali usłyszałam szelest sunący po na wpół przegniłych liściach. Odgłos ten dało się słyszeć z coraz bliższej odległości. Wreszcie zza krzaka wyłonił się bordowy samochód - na moje oko ferrari. Kabriolet był jednak tak niewielki, że mógł przewieźć co najwyżej Kena z Barbie. W tym jednak modelu, za kierownicą siedział kret w ciemnych okularach.
O mnie
- Zaczytana
- Zaczytałam się do granic możliwości, Zaczytałam się zapominając o czasie. Zaczytałam się do tego stopnia, że sama zaczęłam pisać... Aby pisanie było MOJE stworzyłam własny gatunek literacki: mamuśka fiction. Jest to fantastyka literacka oparta o wydarzenia rozgrywające się w realnym miejscu i których bohaterem jest (nie)zwykła matka, Mamuśką zwana. Czyżby moje alter ego? Agata Christie powiedziała niegdyś, że zmywanie naczyń jest zajęciem tak głupim, że natychmiast rodzi w niej myśli o zabójstwie. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery z niemowlakiem...
piątek, 29 listopada 2019
wtorek, 26 listopada 2019
JAKBY RECENZJA - "W to mi graj. Bajki muzyczne" Justyna Bednarek
Tego dnia po raz pierwszy postanowiłam pospacerować z dzieckiem w czasie deszczu. Po zaledwie paru krokach przestałam widzieć wyraźnie świat przez upstrzone kroplami okulary. Kiedy minął mnie przemoknięty pies z kulawą nogą, przypomniałam sobie boleśnie, dlaczego zwykle w takich warunkach nie wychylałam nosa za drzwi.
Jednak tak, jak można było się domyślić, gdy tylko schroniłam się w lesie, ulewa się skończyła i zza chmur wyszło słońce. Matka natura lub mnie tak boleśnie doświadczać.
Wycierając okulary rąbkiem spódnicy, dostrzegłam kątem oka przemykającą między drzewami postać. Pomyślałam, że to zapewne kolejny biegacz, który niezależnie od pogody daje wycisk swoim łydkom. Szaleniec. Gdy włożyłam z powrotem na nos binokle, przez ścieżkę przemknął nie sportowiec, a... duch. I to nie jeden, a kilka!
Jednak tak, jak można było się domyślić, gdy tylko schroniłam się w lesie, ulewa się skończyła i zza chmur wyszło słońce. Matka natura lub mnie tak boleśnie doświadczać.
Wycierając okulary rąbkiem spódnicy, dostrzegłam kątem oka przemykającą między drzewami postać. Pomyślałam, że to zapewne kolejny biegacz, który niezależnie od pogody daje wycisk swoim łydkom. Szaleniec. Gdy włożyłam z powrotem na nos binokle, przez ścieżkę przemknął nie sportowiec, a... duch. I to nie jeden, a kilka!
piątek, 22 listopada 2019
Matrymonialne fanaberie Centymeróweczki
Tego dnia deszcz padał od bladego świtu. Jedyne, czego wówczas pragnę, to zaszyć się pod grubym, polarowym kocem i popijać ciepłą herbatę. Już wstając z łóżka, wydarta ze snu płaczem dziecka, wiedziałam, że to będzie bardzo długie i ciężkie dwadzieścia cztery godziny. I jak na złość skończyła się kawa...
Ale trudno, mus to mus, na spacer iść trzeba, żeby niemowlę nie zarzuciło mi w dorosłym życiu, że to przeze mnie ma niską odporność.
Toczę się więc z wózkiem krok za krokiem... Nie uszłam daleko od domu, gdy w krzaku dzikiej róży coś zaszeleściło, a zaraz potem dało się słyszeć wśród czerwieniejących owoców ciche popiskiwanie:
- Poszedł sobie? - w ślad za głosem zaczęła wyłaniać się spomiędzy liści maleńka istotka. Miała nie więcej niż 10 milimetrów wzrostu.
Ale trudno, mus to mus, na spacer iść trzeba, żeby niemowlę nie zarzuciło mi w dorosłym życiu, że to przeze mnie ma niską odporność.
Toczę się więc z wózkiem krok za krokiem... Nie uszłam daleko od domu, gdy w krzaku dzikiej róży coś zaszeleściło, a zaraz potem dało się słyszeć wśród czerwieniejących owoców ciche popiskiwanie:
- Poszedł sobie? - w ślad za głosem zaczęła wyłaniać się spomiędzy liści maleńka istotka. Miała nie więcej niż 10 milimetrów wzrostu.
piątek, 15 listopada 2019
Nie taki kornik straszny, jak go malują
Nadodrzańskie wały w weekendy oblegane są przez mieszkańców całego miasta. Jeden za drugim biegają, jeżdżą rowerami, albo zwyczajnie przechadzają się. Dlatego właśnie spacery z dzieckiem sprawiają mi najwięcej radości w czasie od poniedziałku do piątku, gdy mogę zaznać upragnionego spokoju i w skupieniu obserwować otaczający mnie świat.
Tak było i tym razem. Cieszyłam zmęczone oczy otaczającą mnie zielenią, gdy tuż przed pchanym przeze mnie wózkiem dziecięcym, w poprzek ścieżki, przebiegła chmara korników. Może i wzięłabym to za całkiem naturalne zjawisko świata fauny i flory, jednakże kilka z owadów dzierżyło w swoich małych, chrząszczowych dłoniach sztandary z herbami rodowymi.
Tak było i tym razem. Cieszyłam zmęczone oczy otaczającą mnie zielenią, gdy tuż przed pchanym przeze mnie wózkiem dziecięcym, w poprzek ścieżki, przebiegła chmara korników. Może i wzięłabym to za całkiem naturalne zjawisko świata fauny i flory, jednakże kilka z owadów dzierżyło w swoich małych, chrząszczowych dłoniach sztandary z herbami rodowymi.
piątek, 8 listopada 2019
Niejakiego wodnika edukacyjne perturbacje
Uwielbiam spacery krótko po tym, jak przestanie padać deszcz. Bez względu na porę roku powietrze jest wtedy czyste i świeże. Aż chce się wdychać go dwa razy więcej niż zwykle, bez obaw, że smog podziurawi płuca.
Właśnie pokonywałam ostry zakręt na polnej ścieżce, gdy usłyszałam:
- Auuu!!! Nie po palcach!
- Przepraszam najmocniej. - odpowiedziałam odruchowo, nie oglądając się nawet za siebie.
Dopiero po paru krokach, dotarło do mnie, że coś tu nie gra. Odwróciłam się gwałtownie. Nikogo jednak nie zobaczyłam. Potrząsnęłam głową, utwierdzając się w przekonaniu, że zmęczenie po kolejnej nieprzespanej nocy (znowu te parszywe kolki!) wywołuje majaki.
No cóż, da się z tym żyć. Byle się ludziom nie przyznawać i nie rozmawiać w tłumie z niewidzialnym przyjacielem.
Właśnie pokonywałam ostry zakręt na polnej ścieżce, gdy usłyszałam:
- Auuu!!! Nie po palcach!
- Przepraszam najmocniej. - odpowiedziałam odruchowo, nie oglądając się nawet za siebie.
Dopiero po paru krokach, dotarło do mnie, że coś tu nie gra. Odwróciłam się gwałtownie. Nikogo jednak nie zobaczyłam. Potrząsnęłam głową, utwierdzając się w przekonaniu, że zmęczenie po kolejnej nieprzespanej nocy (znowu te parszywe kolki!) wywołuje majaki.
No cóż, da się z tym żyć. Byle się ludziom nie przyznawać i nie rozmawiać w tłumie z niewidzialnym przyjacielem.
piątek, 1 listopada 2019
O czarodziejskich sztuczkach słów kilka
Kiedy kupowałam wózek z drugiej ręki, wiedziałam, że nie będzie idealny, a jego amortyzatory pozostawią wiele do życzenia. Nie miałam jednak świadomości, że każdy spacer po ścieżkach leśnych stanie się symulacją pralki dla mojego dwumiesięcznego dziecka. Jeśli w przyszłości zdecyduje się ono pracować w sklepie z artykułami AGD, to ja będę ponosić za to odpowiedzialność.
Tyle więc o ile mogę, staram się wybierać trasy najmniej wstrząsogenne.
Tym razem jednak zostały mi rzucone kłody pod nogi.
Tyle więc o ile mogę, staram się wybierać trasy najmniej wstrząsogenne.
Tym razem jednak zostały mi rzucone kłody pod nogi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Dzień świstaka
Porządki wiosenne warto robić w środku zimy. Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...
-
Porządki wiosenne warto robić w środku zimy. Dzięki temu unika się huraoptymistycznego nastroju, który pozwala mózgowi sądzić, że ...
-
Na leśnej ławce siedział starszy pan, którego twarz bogato zdobiły zmarszczki. Odziany był w białą togę. Skubał zawzięcie dwoma poz...